wtorek, 19 czerwca 2012

JEDNOPART "ZAWSZE PRZY TOBIE" Część I

Chłodny jesienny wiatr strącał kolorowe liście z drzew.Spadające krople deszczu uderzały o ich nierówną powierzchnie.Cichy dźwięk wypełniał pustą przestrzeń.Palące się znicze dawały złudne wrażenie chwilowego ciepła w tym zimnym miejscu.Zapach wilgoci,ściętnych ,świeżych kwiatów i palących się knotów unosił się w powietrzu.
Młody mężczyzna stawiał powolne kroki w stronę wyznaczonego celu.Miał wrażenie,że dźwiga na plecach ogromny ciężar,który sprawiał,że każdy kolejny krok wydawał mu się nie do przebycia.W dłoni trzymał bukiet świeżych kwiatów,chodź zdawał sobie sprawę z bezcelowości tego gestu,przecież on ich nie zobaczy,nie powącha,nie uśmiechnie się mówiąc dziękuje.Jego już nie ma.
Z daleka ujrzał grafitowy,marmurowy nagrobek.Cel jego drogi.

Im był bliżej jego serce biło mocnej.Stanął obok grobu,ale tak bardzo bał się otworzyć oczy i przeczytać napis wyryty w zimnym kamieniu.Wciąż nie dopuszczał do siebie tej myśli,że go stracił.Serce biło tak szybko,że poczuł mocne ukłucie w piersi.Upadł na kolana.Miał problem by złapać kolejny oddech.Kilka płatków z czerwonych róż opadło bezwiednie na marmurową powierzchnię.Położył dłoń na nagrobku i przywołał obraz pochowanej osoby.Cierpiał.Chciał wstać ale fala bólu i łez powaliła jego ciało.Zacisnął dłonie na mokrej trawie,wbijając palce w wilgotną ziemię.Zimne krople łez i deszczu chłodziły jasne,drobne policzki.Zimny wiatr jeszcze potęgował to uczucie.Jego serce przepełniał ból ale i bezgraniczna wdzięczność.Ale za każdym razem kiedy tam przychodził,nie potrafił wydobyć z siebie żadnych słów,żadnego dziękuje.Jego łzy,były jego słowami...mówił wiele...
-Miałeś na mnie poczekać,przyjechałbym z tobą-usłyszał za sobą ciepły męski głos.Poczuł jak mężczyzna nie patrząc na deszcz,brudną wilgotną trawę klęka i tuli jego ciało do swojego.Palcami gładził mokre włosy blondyna.Kilka ciepłych pocałunków rozgrzewało chłodną skórę twarzy.

-Daj-powiedział po chwili wyciągając bukiet czerwonych róż z zaciśniętej dłoni zrozpaczonego mężczyzny. Położył je na gładkiej powierzchni.Dłonią przejechał po zimnym nagrobku,po czym złożył delikatny pocałunek na jego krawędzi-Dziękuje-wyszeptał.
On też cierpiał.Ostatni dzień życia spoczywającej tu osoby połączył go z nim na zawsze.W ten ostatni dzień był mu przyjacielem,spowiednikiem,przewodnikiem,ostatnim błękitem ciepłych oczu,które widział.

-Chodźmy już skarbie,przyjedziemy tu jutro-powiedział cicho,wyciągając dłoń do ukochanego.Blondyn wsparł się na jego ramieniu i wstał.Serce wciąż biło mu jak szalone.Nogi wciąż drżały starając się unieść znikomy ciężar drobnego,szczupłego ciała.Tommy spojrzał w oczy ukochanego.Ból w klatce piersiowej malał.A serce się uspokajało.Wiedział,że Adam dotrzyma słowa,robił to codziennie od przeszło 2 miesięcy.Wierzył,że pewnego dnia jego Tommy będzie miał w sobie na tyle siły by przyjść tutaj,usiąść i wypowiedzieć do tego zimnego kamienia wiele ciepłych słów.Tak po prostu opowiedzieć jak mu minął dzień,co u niego słychać,że jest szczęśliwy,że kocha,że jego serce bije.Ta wiara pozwala mu przetrwać każdy kolejny dzień przepełniony bólem i cierpieniem jego miłości.

Adam dobrze pamiętał ten dzień kiedy jego świat legł w gruzach.Ciepłe promienie letniego słońca ogrzewały uśmiechnięte twarze jego i blondyna.Radość jaką czuli z możliwości bycia ze sobą ogarniała ich całkowicie.Chodź mieszkali ze sobą,ciągle czuli ,że 24/h razem to wciąż dla nich za mało.Ich dłonie były zawsze złączone.Usta wciąż domagały się pocałunków.Mieli wrażenie,że poza nimi nie istnieje świat.Oddychali tym samym powietrzem a ich serce biły tym samym rytmem.Ale w ten piękny słoneczny dzień jedno z serc przestało uderzać.
Tommy złapał się za klatkę piersiową i upadł na kolana.Na jego twarzy rysował się grymas bólu.Nie mógł oddychać.Krzyk przerażonego Adama rozniósł się po małym,miejskim parku po ,którym spacerowali.Przyciągnął do siebie ciało blondyna,z którego zdawało się,że już uszło życie.Zbiegło się kilka osób.Ktoś wezwał karetkę.Adam tuląc blondyna wciąż tylko powtarzał -Zostań ze mną,zostań proszę...
W karetce Tommy całkowicie stracił przytomność.Adam wciąż trzymał jego dłoń,chcąc czuć jej ciepło-dowód ,że jego ukochany wciąż żyje.Piskliwy,miarowy dźwięk maszyny do której został podłączony nieprzytomny mężczyzna,złowieszczo oznajmiał słabnący rytm serca.Czarnowłosy płakał.Po kilku minutach podjechali pod szpital.
Adam siedział skulony na korytarzu.Zimno kafelkowej podłogi i ściany,o którą był oparty ogarniało jego ciało.Cały drżał.Co chwile przez szklaną szpitalną ścianę jednej z sal,spoglądał na tłum lekarzy krążących wokół Tommy'ego.Pojawiało się coraz więc maszyn,urządzeń,które miały zmuszać jego serce do bicia a płuca do oddychania.Czarnowłosy sam z trudem brał kolejny oddech.Strach przed utratą najcenniejszej osoby w jego życiu paraliżował go.
Czuł,że nadszedł ten dzień,o przed którym lekarze ostrzegali ich rok temu.Stwierdzono wtedy u Tommy'ego nieoperacyjną postępującą wadę serca.Jego komory zwężały się.Krew przepływała wciąż przez coraz mniejszą szczelinę,a serce ,żeby ją pompować musiało bić mocniej i szybciej,przez co powiększało się i traciło na sile.I właśnie dziś postanowiło już nie uderzyć kolejny raz. Po kilku minutach Adam zobaczył znajomą twarz lekarza.Nie uśmiechał się ale jego wyraz twarzy był bardzo łagodny i poniekąd uspokajający.

-Przykro mi Adam,nic nie możemy zrobić.Jedynym rozwiązaniem jest przeszczep.
Czarnowłosy wiedział o tym.Rok temu Tommy został wpisany na listę oczekujących na przeszczep ale z jego rzadką grupą krwi znalezienie dawcy graniczyło z cudem.A oni właśnie teraz tego cudu potrzebowali.

-Jak długo da radę tak funkcjonować?-zapytał,bojąc się najgorszego.

-Do dwóch tygodni,wtedy komory całkowicie stracą zdolność przepływu krwi,zarosną.
Adam opadł na stojące obok krzesło.Ukrył twarz w dłoniach,nie mogąc uwierzyć w usłyszane przed chwilą słowa.Dwa tygodnie...te słowa brzmiały jak wyrok.Bo jak znaleźć dawce w ciągu 14 dni gdy przez minione 360 nawet nie pojawił się cień takiej możliwości.

-Mogę do niego wejść?-zapytał lekarza.
-Tak-odpowiedział ,chodź wiedział,że siedzenie tam jeszcze bardziej spotęguje ból mężczyzny.
Czarnowłosy usiadł przy łóżku.Spojrzał na ukochanego.Wydawał się być taki spokojny w czasie gdy toczył walkę o swoje życie.Adam czuł się bezradny.Gdyby mógł oddał by mu swoje serce.Ale nie mógł...
Tulił jego dłoń do swojej twarzy,co chwile składając w niej delikatny pocałunek.Dławił się swoimi łzami.Czuł ból każdą komórką swego ciała.
Po kilku minutach drzwi od sali otworzyły się-Mogę?-zapytał wysoki brunet z pewną dozą niepewności.
-Wejdź.
-Zadzwonił do mnie lekarz.Wiesz jestem drugą osobą do kontaktu w razie...
-Wiem,Tommy mi mówił.
-Co mówią lekarze?
-Jego serce samo już nie zabije,ma dwa tygodnie  i praktycznie znikome szanse na przeszczep.Nie wiem co robić.
Isaac kleknął przy Adamie i położył dłoń na jego dłoni.Chodź w rzeczywistości nie przepadali za sobą w tej chwili łączył ich ból.Wokalista tracił ukochanego a perkusista najlepszego przyjaciela. Brunet spojrzał na Tommy'ego.Jego oczy zaszły łzami-Będzie dobrze,zobaczysz-powiedział cicho.
On od dawna wiedział jak to się skończy.
Siedzieli razem kilka godzin.Nie rozmawiali.Każdy z nich miał własne wspomnienia o blondynie,które teraz ożywały w ich głowach.
-Jego stan jest stabilny-usłyszeli głos lekarza-jedzcie do domu.W nocy nikomu nie wolno przebywać na OIOM-ie.
Mężczyźni pokiwali głowami.Isaac spojrzał na Adama.Wciąż trzymał dłoń ukochanego bojąc się ją puścić,stracić to złudne poczucie jego bliskości.Zdobywał się na przyjacielski gest i położył dłoń na jego ramieniu po czym zaproponował-Chodź,odwiozą cię do domu.
Adam nie protestował.Nie miał na to siły.
PO 20 minutach byli pod jego domem-Pomogę ci-zaproponował Isaac ,otwierając drzwi od strony pasażera.
Adam był zmęczony,głodny i wyziębiony.Wsparł się na ramieniu perkusisty i ruszyli w stronę drzwi.Czarnowłosy nerwowo szukał kluczy.Drżące dłonie nie mogły dopasować kawałka metalu do zamka. -Daj-Isaac po chwili otworzył drzwi.
-Wejdziesz?-zapytał Adam. Brunet nie wiedział czy to zwykła uprzejmość czy słowa rzucone całkiem pochopnie.
-Raczej,nie.
Adam spojrzał w jego brązowe oczy.Widział w nich ból.Wiedział,że gdy tylko Isaac opuści jego dom wpadnie samotnie w otchłań rozpaczy.
-Zostań,chyba żaden teraz nie chce być sam.
Isaac nic nie odpowiedział.Ściągnął kurtkę i buty co Adam uznał za zgodę. Usiedli w salonie.Milczeli.Od zakończenia trasy koncertowej rzadko ze sobą rozmawiali.
-Zjesz coś?-pytanie Adama przerwało ciszę-może zamówię pizze,wiem,że lubisz.
-Chętnie.
-Tommy często mi opowiadał o waszych wypadach na fast foody.Zawsze się zastanawiałem jak on może pochłaniać takie ilości jedzenia i wciąż być taką chudziną.
-Fakt,jeśli chodzi o apetyt nigdy nie mogłem mu dorównać.
Obaj uśmiechnęli się ciepło.Znów zapanowała cisza.
-Przyniosę coś do picia-rzucił Adam i zniknął za kuchennymi drzwiami. Na brzegu fotela na którym siedział Isaac leżała czarna koszulka.Perkusista znał ją dobrze,Tommy ją uwielbiał.Przejechał palcem po delikatnym,bawełnianym materiale.Ulegając chwili przyłożył koszulką do twarzy by chłonąć znajomy,słodki zapach perfum przyjaciela.Zamknął oczy kojarząc go z twarzą blondyna.Uśmiechnął się.
-Mam lód-powiedział Adam,chłodno patrząc na Isaaca,który w tej chwili miał minę dziecka przyłapanego na niedozwolonej  przyjemności.Mężczyzna odłożył koszulkę i poczuł niezręczność sytuacji. Adam podszedł do czerwono-czarnej meblościanki ,w której ukryty był barek.Nalał dwie szklanki złotego trunku i wrzucił lód.
-Proszę-powiedział podając brunetowi szklanką-whisky z jedną kostką lodu bez coli tak jak lubisz.
-Dziękuje,Tommy zawsze leje więcej coli niż alkoholu a potem jest zdziwiony dlaczego wszyscy już lezą a on jeszcze może pić-rzucił Isaac.
-A potem robi błąd i miesza różne trunki.Rano czuje się najgorzej ze wszystkich,po protu umiera.
-I mówi"Koniec z piciem"po czym sięga do lodówki po piwo mówiąc ,co cię nie zabije to cię wzmocni.
Mężczyźni uśmiechnęli się.Tommy był ich wspólną płaszczyzną na której w tej chwili mogli budować swoje relację.
-Wiesz,czasem byłem zazdrosny o ten czas,który spędzaliście razem-zaczął Adam-Mówił mi,że potrzebuje tego,potrzebuje ciebie.To wkurzało mnie najbardziej.Chciałem żebym tylko ja był mu potrzebny do życia,a musiałem się nim dzielić z tobą.
-Dobrze wiesz,że dla niego liczyłeś...liczysz się tylko ty.Kiedy o tobie mówi w jego głosie słyszę uwielbienie, dumę z tego,jaki i kim jesteś,że może cię kochać.Uważał się za największego szczęściarza,że to właśnie jego wybrałeś.Czasem kiedy zasiedział się u mnie zrywał się nerwowo z kanapy,mówiąc,że musi już iść bo jego"życie"zostało samo w domu.Bardzo cię kocha.A ja jestem tylko dodatkiem w jego życiu.
-Bez którego on nie może się obejść.
-A ja bez niego-wyszeptał Isaac.

Głos mu się załamał.Poczuł jak traci siły do walki z rozpaczą ,która ogarnia jego serce.Schował twarz w dłoniach.Adam widział jak palcami przytrzymuje powieki,za którymi gromadzą się łzy.
-Nie płacz-powiedział sam z zaszklonymi oczami-Nie chciał by tego.
Isaac wziął głęboki wdech.Otarł twarz i spojrzał na Adama
-Wiesz,kiedyś poprosił mnie,żebym mu coś obiecał.Czuł,że w końcu przyjdzie ten dzień jak dzisiejszy.Chciał żebym wtedy był przy tobie.Zmuszał cię byś jadł,pił,oddychał,żebyś dalej żył.Wiedział,że bez niego nie będziesz chciał dalej być.
-Bo jak oddychać bez powietrza-odpowiedział czarnowłosy,dodając po chwili-Mnie też o to poprosił mówiąc o tobie.
Isaac spojrzał na niego.Na jego twarzy malowało się zaskoczenie.Nie wiedział co powiedzieć.Zachowanie Tommy'ego było dziwne.
-Isaac,myślę,że on czuł,gdzieś podświadomie,że ty... Dźwięk dzwonka u drzwi przerwał wokaliście w połowie zdania.Wstał i otworzył drzwi.Po chwili po pokoju rozszedł się zapach pizzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz