poniedziałek, 17 grudnia 2012

51.Czas przygotowań

Kochani,  powoli szykuję się by zakończyć to opowiadanie. Nie wiem ile jeszcze odcinków powstanie, ale na pewno tylko kilka. Muszę jeszcze przemyśleć, jak to zakończyć. Rozważam wszystko. Może nieszczęśliwe zakończenie? Sama nie wiem. Dlatego bardzo wam dziękuję, że wciąż jesteście ze mną, czytacie i motywujecie do pisania.
Dzisiaj dedykacja dla Veddel, za wszystkie miłe słowa, komentarze i tłumaczenie PT. Dziękuję, że jesteś....



Kilka kolejnych dni Adam spędził w swoim pokoju. Wyłączył telefon, nie logował się na żadnych portalach. Twitter pękał w szwach od pytań ''Gdzie jest Tommy?'', ''Co się dzieje z Adamem?''. Nawet kiedy Monte i Brook przyjechali, nie chciał z nimi rozmawiać. Leila odchodziła od zmysłów. Codziennie pod drzwiami stawiała tacę z jedzeniem, które praktycznie pozostawało w nienaruszonym stanie. Czarnowłosy popadł w otchłań rozpaczy. Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Tylko ten biały fragment jego pokoju nie przypominał mu Tommy'ego. Na ścianach wisiały ich wspólne zdjęcia, w szafie były ubrania blondyna. W rogu stała czerwona gitara, pamiątka z Londynu, a na szafce nocnej leżała jego ulubiona książka. W łazience były kosmetyki basisty. Był obecny wszędzie. Nawet leżąc samotnie w łóżku, Adam czuł jego zapach w pościeli. Co chwilę zaciskał oczy, próbując zatamować łzy. Nie chciał już płakać. Nie miał siły. Czuł, że brakuje mu powietrza. Jakby nagle na świecie zabrakło tlenu. Dla niego tlenem był Tommy. Miał pustkę w głowie. Rozpacz pozbawiła go chęci do działania i życia. Czasem przypominał sparaliżowanego Tommy'ego, ciało leżące na łóżku, bez życia, bez serce, tylko z mięśniem pompującym krew.
Po czterech dniach usiadł na skraju łóżku i rozejrzał się dookoła. Zrozumiał, że nie chce żyć bez blondyna i , że teraz wiele zależy od niego. Wziął prysznic, w czasie, którego pozwolił sobie na chwilę płaczu. Ubrał się w czyste ubranie i zszedł na dół do kuchni. Leila i Ebert pili właśnie kawę. Kobieta nie ukrywała zaskoczenia na widok syna. Podeszła do niego i przytuliła go. Wokalista cicho westchnął.
- Jestem głodny, mamo - powiedział - Zjem i muszę pojechać do Isaaca. Zrobię wszystko, by odzyskać Tommy'ego.
Te słowa jeszcze bardziej rozweseliły Leilę - Kochanie zadzwoń do swojego prawnika. Te klucze co dał ci brat Tomy'ego...
- Ty wiesz od czego one są?
- Od waszego domu, kochanie.
Adam chwilę stał i patrzył na nią, jakby oczekiwał, że kobieta powtórzy jeszcze raz te słowa.
- Jakiego domu?
- Tommy kupił ten dom nad jeziorem. Ten, w którym chciałeś mieszkać, ale przez Neila i pomoc dla niego, nie mogłeś kupić.
Lambert usiadł na krześle i cicho jęknął.
- Rozmawialiśmy o tym, by razem zamieszkać, ale...- głos mu się załamał - Zawsze robił wszystko, bym był szczęśliwy. Ja teraz zrobię to samo. Najpierw pojadę do Isaaca, a potem razem z nim do tego domu. Już wiem, co teraz mam robić, mamo.

Max siedział na kuchennym blacie z kubkiem herbaty. Patrzył na Isaaca, który grzebał widelcem w jajecznicy.
- Nie smakuje ci? - zapytał blondyn. Przez ostatnie dni niewiele rozmawiali.
- Jest ok - usłyszał w odpowiedzi.
Max zacisnął zęby. Ostatnio brunet mówił tylko zdawkowe tak, nie lub ok. Max rozumiał, że jego ukochany cierpi z powodu utraty przyjaciela, ale chyba bardziej bolał go fakt, że jego osoba nie potrafi wypełnić tej pustki, jaka powstała w sercu Isaaca.
- Przecież on nie umarł - krzyknął Max - Do jasnej cholery, Isaac. Czuję się jakby panował tu żałoba. Nie rozmawiasz ze mną, nie kochamy się, płaczesz po nocach albo snujesz się po mieszkaniu i pijesz. Czasem mam ochotę ci przywalić, żebyś w końcu oprzytomniał.
Isaac podniósł wzrok z nad talerza, zaskoczony zachowaniem blondyna.
- O co ci chodzi ? - burknął.
- Co jest z tobą? Czemu siedzisz w tym domu zamiast ruszyć dupę i dowiedzieć się gdzie jest Tommy. Przecież ten jego brat nie wywiózł go do dżungli amazońskiej tylko pewnie do jakieś ośrodka w pobliżu LA.  po za tym - Maxowi załamał się głos - Odkąd go nie ma, świat dla ciebie nie istnieje. Ja też nie. Rozumiem rozpacz Adama, bo odebrano mu najbliższą osobą, ale ja myślałem, że to ja jestem dla ciebie najważniejszy. Twoje zachowanie ma jasny przekaz, ''Zabrano mi kogoś kogo kocham''.
- Nie chcę się z tobą kłócić. Gadasz głupoty.
- To udowodnij mi, że się mylę. Rusz się, pojedź do Adama, porozmawiajcie i zacznijcie coś robić. A potem wróć do mnie i pieprz się ze mną tak, bym poczuł, że naprawdę należę do ciebie.
Isaac wstał od stołu i odłożył talerz do zlewu. Chwilę milczał. Potem spojrzał na blondyna.
- Kiedy zdecydowałeś się być ze mną, wiedziałeś, że go kocham i nie potrafię bez niego żyć. Wiedziałeś Max. Podjąłeś ryzyko i związałeś się ze mną. ale...
- Chcesz żebym odszedł?
- Chce byś był szczęśliwy. Kocham cię, wiesz o tym. Ale skoro nie potrafisz zrozumieć co teraz czuję, jeśli to dla ciebie za trudne, to zrozumiem jeśli odejdziesz. Ale wiedz, że tego nie chce. Jesteś dla mnie ważny.
Blondyn podszedł do niego i wtulił się. Silne ramiona objęły go mocno.
- Przepraszam cię - wyszeptał Isaac.
Zielonooki westchnął. Nie wiedział co ma zrobić. Kochał Isaaca zbyt mocno, by teraz od niego odejść.
- Kochaj się ze mną - wyszeptał Isaac.
Max czekał na te słowa, bardzo tego chciał. Ale w głębi serca czuł, że traci Isaaca. Zaczęli od czułych pocałunków, które powoli nabierały na intensywności. Brunet wsunął dłonie pod koszulkę Maxa. Jego ciało było takie gorące i przyjemne w dotyku. Ich języki ocierały się o siebie, gdy ich usta były wciąż ze sobą złączone. Isaac ściągnął koszulkę Maxa i zaczął całować jego szyję. Czasami delikatnie przygryzał jego skórkę, co wywoływało ciche jęki blondyna.
- Pragnę cię, już - powiedział Issac, przejeżdżając dłonią po jego kroczu. Max sam ściągnął spodnie razem z bielizną i klęknął przed brunetem. Zsunął z jego bioder dresy i dłonią złapał za jego męskość. Isaac jęknął czując płynne ruchy blondyna. Po chwili poczuł ciepło ust ukochanego. Max uczył się dopiero tych pieszczot, ale dla Isaaca był w tym mistrzem. Brunet oparł się o stół i przymknął oczy. Kochanek doprowadzał go do obłędu. Blondyn złapał perkusistę za rękę i pociągnął w dół, dają mu znak, by ukląkł na podłodze. Sam odwrócił się do niego plecami. Isaac wiedział, co to oznacza. Zmysłowo wypięte pośladki Maxa, były jasną wskazówką. Brunet chwile pieścił palcem wejście ukochanego, przygotowując go na intensywne doznanie. Potem wszedł w niego bardzo powoli. Kochali się od niedawna. Max był bardzo ciasny i potrzebował dużo czułości i delikatności ze strony swojego partnera. Isaac mu tego nie szczędził. Całował jego kark i plecy. Dłonią gładził po udzie. Sam jeszcze nie mógł przywyknąć do tej niesamowitej przyjemności , kiedy był w nim głęboko. Zielonooki jęknął, gdy brunet zaczął się poruszać. Czuł jak dłonie Isaaca zaciskają się na jego ramionach. Obaj szybko poddawali się ogarniającemu ich podnieceniu. Wszystko było dla nich wciąż nowe i intensywne.
- Możesz mocniej - wyszeptał Max. To właśnie w takich momentach czuł miłość Isaaca. W jego delikatności, czułości. Brunet nigdy nie sprawił mu niepotrzebnego bólu. Ruchy perkusisty stały się bardziej zdecydowane i głębsze, ale wciąż kontrolowane. Max czuł jak drżą mu ręce,  pod naporem jego ciała i Isaaca. Brunet czując, że jest bardzo blisko, zaczął pieścić Maxa dłonią. Jego jęki były coraz głośniejsze. Kiedy kochał się z Isaaciem, tracił nad sobą kontrolę. Brunet poczuł, jak ciało kochanka drży. Max uniósł głowę z zaciśniętymi powiekami i głośno krzyknął. Ciepła ciecz zalała dłoń perkusisty. Po kilku ruchach, Isaaca opadł na ciało ukochanego i doszedł z głośnym jękiem. Przytulił Maxa, który drżał od kafelkowej podłogi.
- O boże, przepraszam - rozległ się nagle w kuchni głos Adma - Drzwi były otwarte, pukałem. Ja...- Lambert wycofał się do salonu. Usłyszał tylko śmiech chłopaków i ciche wyznanie miłości Maxa. Brunet po chwili wyszedł się z nim przywitać. Adam trochę czerwony na twarzy, próbował ukryć zażenowanie.
- Wybacz, ale ręki ci nie podam - powiedział spoglądając na dłoń Isaaca, na której widniały ślady kuchennej zabawy.
- Zrobię kawę - krzyknął Max, zapewne próbując odwleć moment spotkania z Adamem, po tej niezręcznej sytuacji.
- Cieszę się, że przyjechałeś - powiedział Isaac, myjąc dłonie w łazience - Jak się trzymasz?
Adam tylko westchnął i wzruszył ramionami - Nijak - odpowiedział - Isaac, chce żebyś mi pomógł. Muszę odzyskać Tommy'ego. Nie wiem jeszcze jak, ale muszę. Chce żebyś pojechał ze mną do prawnika. Wiem, że zawracam ci głowę , ale...
Isaac bez słowa podszedł do niego i przytulił. Lambert potrzebował tego. Ostatnio zbliżył się z brunetem - Zrobię i pojadę gdzie będziesz chciał. Dla mnie odzyskanie Raffiego jest teraz najważniejsze.
- Dziękuję ci - wyszeptał wokalista, a jego dłonie zacisnęły się na koszulce  perkusisty.
- Co zamierzasz ? - zapytał brunet.
- Chce pojechać do prawnika i zapytać, co mogę  w tej sprawie zdziałać, a potem pojadę do ośrodka, do Erica i porozmawiam z nim. Nie wiem, będę go błagał, prosił, zrobię wszystko, ale będzie musiał mi pozwolić zobaczyć Tommy'ego.
- Ok, zaraz się ubiorę i możemy jechać.
Max postawił kawę na stole, a Isaac wyszedł do sypialni.
- Dzięki - rzekł Lambert i wziął kubek z aromatycznym napojem - I jeszcze raz przepraszam.
Blondy zaczerwienił się delikatnie - Zdarza się - powiedział z uśmiechem.
Wokalista westchnął - Zazdroszczę wam.
- Nie martw się, jeszcze nie raz zaliczysz z Tommy nie jedną podłogę.
Czarnowłosy zaśmiał się. Chciał wierzyć w słowa blondyna.

- Nie wygląda to dobrze - powiedział prawnik.
Adam spuścił głowę i zacisnął usta.
- Ale nie jest też beznadziejnie - dodał mężczyzna - Na pana korzyść przemawia fakt, że bracia przez lata nie utrzymywali ze sobą kontaktów i żyli w konflikcie. Można też podważyć motywy działania pana Erica Ratliffa, sugerując, że wziął barat pod opiekę ze względu na jego pieniądze.
- Ale oddał mi klucze od domu. Gdyby to robił dla pieniędzy, nie zachowałby się tak.
- Akt notarialny kupna domu jest na pana Tommy'ego i na pana. W tej sytuacji rodzina nie ma prawa do tego domu.
- Więc co teraz mam zrobić?
- Musi pan zabrać dwóch świadków, którzy potwierdzą pana związek z panem Ratliffem. Muszą wykazać, że łączyła was prawdziwa więź, rokująca na przyszłość. Przydadzą się wspólne zdjęcia, filmy, jakieś pamiątki. Wszystko, co by wskazywało, że byliście ze sobą bardzo blisko i, że obaj chcieliście tej relacji i o nią zabiegaliście. Koniecznie też musi pan stworzyć w domu odpowiednie warunku do opieki nad partnerem.   Łazienka dla niepełnoprawnych, odpowiednie łóżko i sprzęt medyczny.Przydałaby się pomoc w postaci pielęgniarki. W tym czasie ja skieruję sprawę do sądu i wyślę powiadomienie do pana Erica.
- Panie Lewis, mam szansę żeby go odzyskać?
- Zrobimy wszystko co się da. Wiele też zależy od tego co przygotuje prawnik pana Ratliffa. Czy jest coś czym mógłby nas zaskoczyć?
- Raczej nie - powiedział Adam.
- A teraz możemy coś zrobić, żeby go zmusić, by pozwolił nam zobaczyć Tommy'ego ? - zapytał Isaac.
- Musiałby wyrazić na to zgodę dobrowolnie. Ale zalecałby nie kontaktować się z nim do czasu rozpoczęcia sprawy.
- Czyli ile? - głos Adma zdradzał jego zdenerwowanie.
- Myślę, że około dwóch, trzech tygodni. W tym czasie musi pan wszystko przygotować, łącznie z domem.
- Boże...- jęknął wokalista. Brunet położył mu dłoń na ramieniu.
- Damy radę - powiedział Isaac - Ja chciałbym zeznawać jako świadek. Tommy jest moim przyjacielem, dobrze znam jego relację z Adamem.
- Dobrze - powiedział prawnik - Będę was informował na bieżąco.
Lambert podał mu rękę i podziękował.

Kiedy wsiedli do samochodu, wokalista cicho jęknął. Poczuł teraz ten ciężar, związany z czekającą go rozłąką z Tommy. Potrzebował teraz dużo sił, a brak blondyna wyczerpywał go bezgranicznie. Isaac obserwował go chwilę, widząc jak odpływa gdzieś myślami, a jego dłonie zaciskają się na kierownicy. Poczuł z nim dziwą więź, opartą na utracie bliskiej osoby.
- Chcę ci we wszystkim pomóc - wyszeptał brunet - Co mam zrobić, czego potrzebujesz?
- Bliskości - powiedział Adam i spojrzał na perkusistę.
- Jestem przy tobie.
- Wiem, ale nie takiej bliskości potrzebuję. Chce zatracić się na chwilę, zapomnieć.
- To może pojedzmy do waszego nowego domu i śpijmy się do nieprzytomności.
- I pieprzmy do białego rana.
Isaac wstrzymał oddech. Powinien od razu zareagować jakoś, ale milczał.
- Udamy, że tego nie powiedziałeś.
- Przepraszam...bez niego głupieje. A kiedy patrzę na ciebie, czasem widzę jego. Jesteś mu tak bliski.
Perkusista wiedział, że to tylko puste słowa, a Lambert jest zagubiony.
- I byłbyś w stanie się ze mną przestać? - zapytał.
Wokalista pokiwał przecząco głową.
- To dobrze, bo nie potrafiłbym ci odmówić - rzekł Isaac - Nie wracajmy już nigdy do tego tematu.
- Ale mam do ciebie, prośbę. Jeśli to możliwe, zamieszkaj ze mną w tym domu na czas tego remontu. Nie chce być tam sam. Możesz przyjechać z Maxem.
- Przyda nam się mała rozłąka.
- Coś nie tak?
- Nie po prostu...tak jak ty, bez Tommy'ego głupieje.
Obaj się zaśmiali i ruszyli w kierunku nowego domu chłopaków.

Kiedy Adam zaparkował koło drewnianego budynku cicho westchnął. Wspomniał tą chwilę, kiedy był tu z Tommym i opowiadał mu o Robercie. Wtedy też blondyn obiecał mu, że nigdy go nie zostawi. Nie dotrzymał słowa. Brunet nie ponaglał Lamberta. Chciał by sam zdecydował, kiedy wysiądzie z samochodu i wejdzie do domu.
- Adam?
- Przepraszam zamyśliłem się. Chodź, bo zamarzniemy oboje.
Wokalistę zaskoczył wygląd domu. Spodziewał się, że będzie całkowicie pusty. Tommy jednak pomyślał o meblach i drobiazgach. W salonie był kominek, na którym stały ich zdjęcia. Blondyn i Leia postarali się, by wszystko było idealne. Lambert powoli zaglądał do kolejnych pomieszczeń. Ogromna łazienka z wanną, mały pokój do pracy na tekstami i piosnkami. Biblioteczka z książkami i płytami ich ulubionych wykonawców. Na samym końcu wokalista trafił do ich wspólnej sypialni. W centralnym punkcie stało duże, drewniane łóżku. Adam uśmiechnął się, myśląc o tym co mogłoby się w nim dziać. Ale po chwili znów poczuł falę smutku.Czy kiedykolwiek zasnę przy nim tutaj?...Pomyślał i cicho westchnął. Dłoń Isaaca spoczęła na jego ramieniu.
- Pięknie tu - powiedział - Tak w waszym stylu.
- Nie mogę uwierzyć, że on kupił ten dom.
- Kocha cię - dodał perkusista i poklepał Adama - Szkoda, że trzeba będzie teraz zmienić tak wiele rzeczy.
- Zrobię wszystko, by było mu tu dobrze. Zastanówmy się co i jak trzeba przebudować.
Cały wieczór siedzieli przy kominku i rozmawiali. Pili czerwone wino i rysowali na kartkach swoje koncepcję zmian.
- A to co? Po ci tu ten mały pokój?
Adam wziął łyk wina i spojrzał na bruneta - Dla ciebie.
Perkusista delikatnie chrząknął - Dla mnie?
- Nie mam się co oszukiwać - zaśmiał się czarnowłosy - Nigdy się ciebie nie pozbędę z mojego życia, więc pomyślałem, że pokój dla ciebie musi być. Chyba nie masz zamiaru dzielić z nami sypialni, jak będziesz do nas przyjeżdżał ?
Isaac uśmiechnął się.
- Posłuchaj, jesteś dla Tommy'ego bardzo ważny. Od jakiegoś czasu dla mnie też stałeś się kimś wyjątkowym. Dziękuję ci za wszystko, za to, że mnie wspierasz, pomagasz mi mimo, że czasem między nami było różnie. Ten pokój to taki symbol, że zawsze będziesz częścią naszego życia.
Brunet nie wiedział co powiedzieć. Przysunął się bliżej Adam i mocno go objął - To ja ci dziękuję - wyszeptał, a po jego policzkach spłynęły łzy .

- Co on sobie wyobraża? - krzyczał zdenerwowany Eric, trzymając w dłoni wezwanie do sądu.
Jego żona stała i milczała. Dawno nie widziała męża w takim stanie.
- Eric, kochanie, zrozum go. On go kocha.
- Ja też. To mój brat, to chyba silniejsze więzy.
Kobieta tylko wzruszyła ramionami.
- On nic nie rozumie. Ja wiem, co to znaczy opiekować się kimś w takim stanie. Każdego dnia patrzyłem, jak matka poświęcała się dla ojca. Wiem też, jak on przez to cierpiał. Nie chciał, by ukochana kobieta podcierała mu tyłek, kąpała i karmiła. Widział, jak to ją wyniszczało każdego dnia. Myślisz, że Tommy, by tego chciał dla Adama ? Nie, moja droga. A wiesz skąd to wiem? Tommy napisał list, który zostawił u swojego prawnika. Napisał do mnie. Prosił mnie o wybaczenie i, że sam wybacza mi. Dał mi wskazówki, co mam zrobić, jeśli się okaże, że choruje na to samo co tata. Wiedział, że tylko ja mogę go zrozumieć. I co mam teraz iść do sądu i powiedzieć Adamowi, że to decyzja mojego brata, że nie chce z nim być ?Nawet ja nie jestem takim sukinsynem. Muszę to rozegrać inaczej. Udowodnić, że między nimi nie zawsze było idealnie. Znaleźć coś na Adama.
- Myślę, że mogę ci pomóc - powiedziała kobieta - Ostatnio dużo czytałam o Adamie i Tommy. Jakiś czas temu Lambert go zdradził z jakimś Finem, po koncercie. Może można to jakoś wykorzystać?
- Kocham cię - powiedział Eric i ucałował kobietę.

sobota, 1 grudnia 2012

50. Utracony sens życia

Przepraszam za tak długie przerwy, ale doskwiera mi brak czasu i weny. Ale będę się starała pisać regularnie. Na początek chce zachęcić wszystkich do czytania dwóch nowych opowiadań Adommy. Pierwsze to tłumaczenie opowiadania ''Neverland'' autorstwa Bee a drugie to opowiadanie własne Agnes May ''Menage a trois''. Oba zrobiły na mnie duże wrażenie.Fajnie, że wciąż ktoś sięga po tą tematykę.Bardzo dziękuję May za dedykację jej dzieła i Serenity za ostatni komentarz. Wszystkie wasze opinie wiele dla mnie znaczą.

W mojej głowie ostatnio zrodził się pomysł na nowe opowiadanie Adommy, ale zacznę je publikować dopiero po zakończeniu tego. Na razie spisuję je w swoim zeszyciku. Postanowiła umieścić jego fragment, ciekawe jakie będą wasze wrażenia.
'' Lubi pan świeczki, panie Lambert - słowa blondyna zabrzmiały bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Ich ciepłe światło dobiegało z każdego rogu pokoju, więc fakt ten wydał mu się oczywisty.
Czarnowłosy nalał czerwone wino do kieliszków i podał jeden Tommy'emu.
- Fascynują mnie - opowiedział czarnowłosy - Potrafią dać przyjemne światło i delikatne ciepło, ale kiedy zbyt mocno się do nich zbliży dłoń, można się sparzyć. Podobnie jest z niektórymi ludźmi.
Tommy nic nie odpowiedział .Upił łyk wina. Adam złapał go za dłoń, co wywołało u niego zdziwienie. Zaczął szybciej oddychać, gdy napotkał chłodne, niebieskie spojrzenie. Czuł jak jego oddech zaczyna dorównywać tempem biciu serca. Lambert wziął jedną ze świeczek i delikatnie przechylił ją nad jego dłonią. Gorący wosk pod postacią kilku kropel opadł na jasną skórę. Tommy syknął i szarpnął ręką.
- Proszę mi uwierzyć w innych okolicznościach mogłoby być to całkiem przyjemne - powiedział Adam, delikatnie zagryzając dolną wargę. Blondyn poczuł jak jego twarz oblewa się rumieńcem. Ten mężczyzna  zaczynał go fascynować. Dlatego nie wiedząc czemu, zadał kolejne pytanie, które mogło wiele zmienić.
- Jakie okoliczności ma pan na myśli?
Chłodne, niebieskie tęczówki nagle się ożywiły, przybierając barwę letniego, burzowego nieba.
- Jeśli będziesz chciał, kiedyś z chęcią ci je pokaże - usłyszał w odpowiedzi. ''

To taki mały fragment, mam nadzieję,że nie wyszło najgorzej. Pozdrawiam wszystkim i zapraszam na kolejny odcinek .



- Adam może pójdziemy na obiad? Kiedy ostatnio jadłeś? - zapytał Isaac. Wokalista tylko wzruszył ramionami.
- Tak nie można. Musisz jeść, spać, kąpać się. Poprosiłem twoją mamę, żeby przywiozła trochę twoich ubrań. Są u mnie w mieszkaniu. Na czas pobytu Tommy'ego w szpitalu będziesz mieszkał u mnie. Nie możesz spędzać po kilka godzin w samochodzie, krążąc między domem a szpitalem.
- Ja nie mogę Isaac - powiedział Lambert.
- Bez dyskusji. Chce ci pomóc, obiecałem ci, że będę przy tobie.
- Może wynajmę jakieś mieszkanie, nie chce ci robić kłopotu. I nie sądzę, żeby Max był tym zachwycony.
- Rozmawiałem z nim wczoraj. Wszystko załatwione. Po za tym nie możesz być teraz sam.
Adam pokiwał głową. Jego wzrok wciąż był skupiony na twarzy blondyna. Jedyne czego teraz pragnął, to by te zamknięte powieki otworzyły się a on mógł utonąć w miodowym spojrzeniu ukochanego.
Brunet podszedł bliżej łóżka i spojrzał na kartę pacjenta.

Dzień 1-Gorączka 40'C, 140/180, podano hydrokortyzon i dimetryzon.
Dzień 4 - Gorączka 39'C, 140/190, leki te same, dializa
Dzień 8- Gorączka 39'C, 135/180, leki te same+ przeciwzakrzepowie, dializa.
Dzień 12- Gorączka 38,5'C, - 120/170, leki te same, dializa
Dzień 14 - Gorączka 37'C, 120/165, te same leki, dializa, Oxodilon 50 ml- lek dla pacjentów przed transplantacją.
-Jednak będzie potrzebował przeszczepu? - zapytał zaniepokojony.
- Lekarze jeszcze nie są pewni, ale wolą, by organizm był w razie czego przygotowany na przyjęcie nowego organu. Za kilka dni lekarz zleci mi i tobie badania na zgodność tkankową.
Brunet westchnął - Rozmawiałeś z Ericiem?
- Nie chce go widzieć. Nie chce pomóc bratu, to niech się lepiej tu nie pokazuje. Z lekarzami kontaktuje się telefonicznie.
- Przykro mi.
- Nie wiem co robić.To czekanie mnie dobija. Nikt nic konkretnego nie wiem. Czy on się w ogóle obudzi? Czy paraliż ustąpi ? Czy on...
- Nie myśl o tym.
- Muszę, Isaac. Muszę się przygotować na każdą ewentualność, bo inaczej pęknie mi serce.
Brunet podszedł bliżej niego i ukląkł. Położył mu rękę na kolanie.
- Pojedź ze mną teraz do domu. Proszę cię. Nie możesz przespać kolejnej nocy na szpitalnym krześle.
Lambert zmarszczył brwi i westchnął - Dobrze - nachylił się powoli i delikatnie ucałował Tommy'ego - Do jutra kochanie.

Kiedy weszli do mieszkania, w powietrzu unosił się zapach kolacji.
- Witaj Adam - powiedział Max, po czym podszedł do bruneta i go pocałował. Kiedy go widział jego zielone oczy, aż skrzyły.
- Zrobiłem wam pizze na kolację. Lodówka jest pełna, mam nadzieję, że kupiłem też to co i ty lubisz jeść - powiedział zwracając się do czarnowłosego. Adam uśmiechnął się. Kątem oka zauważył dwie walizki.
- Wjeżdżasz? - zapytał blondyna.
- Tak na dwa tygodnie. Jestem makijażystą w spektaklu. Ruszają teraz w trasę po stanach, więc i ja muszę jechać. Taka praca - powiedział i cicho westchnął.
Max podszedł do Isaaca i wtulił się w niego - Będę tęsknić. Informuj mnie codziennie o stanie Tommy'ego.
- Dobrze. Uważaj na siebie, skarbie - odpowiedział i pocałował go czule.
- Ok, dbajcie o siebie chłopaki, oczywiście w granicach normy - zaśmiał się Max - Muszę uciekać, taksówka na mnie czeka. Pa. Kocham cię - rzucił jeszcze w stronę bruneta i wyszedł.

Adam ściągnął buty i kurtkę. Wszedł do salonu i usiadł na kanapie.
- Ale u ciebie czysto - stwierdził.
- Max posprzątał. To cudowny chłopak. Bardzo o mnie dba. Pewnie pokój dla ciebie też przygotował.
Isaac otworzył drzwi od małego gościnnego pokoju. Na łóżku leżała świeża pościel i ręczniki. Wszystko czekało na Adama. Nawet jego ubrania były złożone i schowane w szafkach.
- Jest chodzącym ideałem - stwierdził Lambert.
- Mi się wydaję, że to przyzwyczajenie z domu dziecka i rodzin zastępczych. Zawsze się bardzo starał, by jego pokój był czysty a on grzeczny, by nowi rodzice tylko go nie oddali. Przynosiło to różne skutki. On chyba myśli, że jak nie będzie się starał to ja też go zostawię. Trudno mu uwierzyć, że mogę go po prostu kochać za to, że jest.
- To smutne - powiedział Adam.
Isaac westchnął - Pójdę po pizze i talerze. W rogu jest barek. Obsłuż się.
Dobry, mocny drink był tym czego wokalista potrzebował. Nalewając whisky jego wzrok przykuły zdjęcia wiszące na ścianach. Parę rodzinnych fotografii, ale i zdjęcia z Glam Nation Tour. Jego wzrok przykuło zdjęcie ze śmiejącym się Tommym. Wokalista przejechał delikatnie palcem o szklanej ramce.
- Tęsknie za jego uśmiechem - powiedział do bruneta, który stawiał na stole kolację.
- Ja też - odpowiedział Isaac - Poczekaj, mam pomysł. Podszedł do pułki z płytami DVD i zaczął coś w nich szukać. Wyciągnął jakąś płytę i włożył do odtwarzacza. Na szklanym ekranie pojawił się Tommy z butelką wina. Trochę się chwiał na nogach i robił głupie miny do kamery, śmiejąc się przy tym głośno.
- To z Francji - powiedział Isaac - Zaprosiliśmy chłopaków do siebie. Tommy i Alain wygłupiali się cały wieczór.
Lambert buchnął śmiechem widząc, jak blondyn wdrapuje się na plecy swojego towarzysza. Wino wylewa się na dywan.
- Wio koniku - krzyczy Tommy - Zawieś mnie do mojego Adasia .
Uśmiech nie schodzi mu z ust. Po chwili obaj się przewracają, kulając się ze śmiechu.

Tak spędzali następne cztery wieczory. Oni dwaj, whisky i nagrania DVD. Kolejne filmiki wywoływały śmiech, czasem wzruszenie. Adam najmocniej reagował na śmiech Tommy'ego. Na jednym z ujęć widać było Isaaca i Tommy'ego na wierzy Eiffela. Blondyn delikatnie wtulał się w bruneta, a on gładził jego plecy. Lambert cicho chrząknął, spoglądając na perkusistę.
- To było po twojej...wizycie w Finlandii. Był wtedy załamany i bardziej skory do czułości.
Wokalista westchnął, ale nic nie odpowiedział. Wciąż wpatrywał się w ekran.
- Jeszcze usłyszymy jego śmiech na żywo - powiedział Isaac, widząc minę wokalisty. Położył mu dłoń na udzie. Alkohol krążący w żyłach pozwalał mu na takie gesty.
- Wiem, tylko tak bardzo bym chciał, by to było już teraz.
- Hej, nie czas na rozżalanie się. Mówiłem żebyśmy tyle nie pili - powiedział Isaac - Wykąp się i idź spać.
- Mogę jeszcze z tobą posiedzieć? Nie chce być sam. Wystarczająco czuję się samotny, gdy go nie ma wśród nas - Procenty sprawiały, że stawał się bardzo szczery.
- Mogę ci jakoś pomóc?
Niebieskie tęczówki spojrzały na bruneta - Mógłbyś sprawić, że chodź na chwilę o wszystkim zapomnę.
Isaac nie wiedział jak rozumieć jego słowa. Poczuł się dziwnie, ale odruchowo dotknął jego twarzy.
- Zabrzmiałeś jakbyś proponował mi seks - zaśmiał się perkusista, ale po chwili się zarumienił, uświadamiając sobie jak to źle zabrzmiało.
- Kiedy kocham się z Tommym zapominam o całym świecie. Liczy się tylko on i chwila. Przy nim czasem zapominam jak się oddycha.
- Ja dopiero poznaję tą stronę męsko-męskiego związku. Czasem trudno mi ujarzmić Maxa.
Obaj zaczęli się śmiać, chodź wiedzieli, że ich rozmowa nie bez powodu zeszła na ten temat.Obaj czuli się samotni, spragnieni i kompletnie pijani. Obaj chcieli zapomnieć.
- Zrobiłbym wiele, byś na chwilę oderwał się od tego, ale nie mogę ci tego dać. Chciałbym, ale nie mogę.
Adam powoli przysunął się bliżej niego. Delikatnie dotknął jego twarzy - Macie taki sam kolor tęczówek - wyszeptał. Chwilę wpatrywali się w swoje oczy. Odurzeni alkoholem i pragnieniami. Wokalista delikatnie zbliżył swoje usta do warg Isaaca. Brunet chwilę się wahał, po czym ich usta się złączyły. To był krótki, subtelny pocałunek.
- Dziękuję ci za wszystko - powiedział Adam - Chyba dotarliśmy do mety dzisiejszego wieczoru. Pójdę już spać.
Isaac pokiwał głową. Nie protestował, niczego nie próbował tłumaczyć. Kiedy Lambert zniknął za drzwiami sypialni, zacisnął powieki czując ogarniający go smutek i samotność.

Adam rozebrał się w wsunął pod delikatną, bawełnianą pościel. Pachniała kwiatowym płynem do płukania. Nie miał siły płakać, złościć się. Jedynie co czuł to pustka i samotność. Po chwili usłyszał jak drzwi do sypialni się otwierają. Łóżko ugięło się pod ciężarem drugiego ciała. Ciepłe dłonie oplotły go w pasie.
- Tyle mogę dla ciebie zrobić, dla nas...- wyszeptał Isaac.

- O Boże - krzyknęła Brook , stojąc w progu sypialni. Jej głos obudził wtulonych w siebie mężczyzn.
- A was pogięło? - mówiła nerwowo dalej - Trzy tygodnie bez Tommy'ego a wy lądujecie ze sobą w łóżku?
- To nie tak - zaczął mówić Adam - My tylko...
- Gówno mnie to obchodzi, to nie mi będzie się tłumaczyć. Dzwonię do was od rana.
Mężczyźni chcieli wstać, ale wtedy uświadomili sobie, że są nadzy.
- Dam wam chwilę gołąbeczki - powiedziała kobieta i wyszła.

- Stało się coś? - zapytał Adam, zapinając ciemne jeansy. Brook była purpurowa na twarzy - Tommy odzyskał przytomność - powiedziała.
Oczy Adma rozbłysły znajomym blaskem a na ustach pojawił się uśmiech.
- Na reszcie - powiedział i w dziwnym odruchu przytulił Isaaca.
- Adam, ale poczekaj...On jest dalej sparaliżowany. Nic nie mówi, sam nie je. Po prostu otworzył oczy i samodzielnie oddycha.
- Ale jest świadomy to najważniejsze.
Brook wciąż miała ponurą minę.
- Nie cieszysz się ? - spytał czarnowłosy, trochę zdenerwowany jej zachowaniem.
Kobieta zalał się łzami - Będziesz musiał się z nim pożegnać - zaczęła mówić przez łzy.
Wokalista stanął przed nią jak wryty - Jak to pożegnać, co ty pieprzysz? Brook gadaj do cholery.
- Adam , zostaw ją - powiedział Isaac - Brook usiądź. Już dobrze. Powiedz nam co się stało?
Kobieta wzięła kilka oddechów. Dłonie jej się trzęsły - Do szpitala przyjechał Eric. Powiedział, że chce zabrać Tommy'ego ze szpitala, skoro opieka medyczna nie jest mu już potrzebna. Nerki zaczęły pracować, a wszystkie parametry są w normie.Usłyszałam jego rozmowę z lekarzami. Kiedy wyszedł z gabinetu zrobiłam mu awanturę, że nie ma prawa, że ty się zaopiekujesz Tommym. A on spojrzał na mnie takim dziwnym wzrokiem. Jakby chciał płakać, ale po chwili znów jego spojrzenie było chłodne. Powiedział mi, że tak będzie lepiej, bo on wie czego chciałby Tommy. Kazał mi ci przekazać byś przyjechał się pożegnać.

Adam poczuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Zsunął się wzdłuż ściany, siadając gwałtownie na podłodze. Ból, który poczuł w sercu zaczął rozlewać się na całe jego ciało, wprowadzając go w otumanienie. Słowa Brook, dudniły w jego głowie, a ich sens doprowadzał go do obłędu. Isaac usiadł obok niego - Adam, dobrze się czujesz ?- wokalista nie zareagował. Jego oczy stały się puste.
- Czy on może to zrobić? - zapytał Isaac kobietę.
- Rozmawiałam z lekarzem. Jest jego bratem, więc ma do tego prawo.
Isaac uderzył pięścią w podłogę - Adam, wstań. Jedziemy do szpitala.
Po chwili cała trójka jechała czarnym vanem do szpitala. Czarnowłosy patrzył tępo przez szybę. Jakby już nie był częścią tego świata. Nie przynależał do nikogo. Ból jaki odczuwał pulsował w każdej komórce jego ciała.

Kiedy weszli do pokoju Tommy'ego, Eric pakował jego rzeczy z szafek.
- Dlaczego mi to robisz ? - zapytał Adam, ze łzami w oczach - Dlaczego chcesz mi go odebrać, jedyną osobę, którą kocham, sens mojej egzystencji? Dlaczego?
- Tak będzie lepiej Adam. Uwierz mi - odpowiedział chłodno Eric.
- Lepiej dla kogo ? Dla ciebie? Chcesz jego pieniędzy? Przecież nie robisz tego z miłości do niego - zaczął mówić głośniej wokalista.
- Nie obrażaj mnie. Mam prawo zapewnić mu opiekę jaką uważam za słuszną. Karetka na nas czeka. Proszę, pożegnajcie się - powiedział i wyszedł nim wszyscy zobaczyliby łzy w jego oczach.

Adam klęknął przy łóżku Tommy'ego - Błagam cię, ocknij się, powiedź coś. On nie może mi ciebie zabrać. Tommy proszę, powiedź, że chcesz zostać ze mną. Zaopiekuję się tobą, kocham cię.
Po policzkach blondyna spłynęły łzy, ale była to jedyna reakcja na słowa ukochanego.
- Boże...
Isaac klęknął przy Adamie - Pójdziemy do sądu, będziemy walczyć o niego. Adam nie stracisz go - próbował uspokoić wokalistę. Do czarnowłosego nie docierały żadne jego słowa.
Isaac wstał  i nachylił się nad Tommy. Pocałował go w czoło. Kilka jego łez spadło na jasną skórę - Chodź Brook, dajmy im się pożegnać.

Nagle Adam został sam, w pokoju wypełnionym bolesną ciszą. Wstał powoli i położył się obok ukochanego. Objął jego bezwładne ciało. Milczał. Jego ciche szlochanie zastępowało słowa. Pragnął, by to był tylko zły sen. Żeby zaraz ktoś nim potrząsnął i obudził z tego koszmaru. Ale tak chwila nie nadchodziła.
- Nie pożegnam się z tobą, bo nie potrafię. Nie wiem jeszcze jak, ale cię odzyskam. Poruszę niebo i ziemię, ale wrócisz do mnie. Za bardzo cię kocham, bym mógł bez ciebie żyć - wyszeptał.
Potem czas stanął w miejscu. Liczyła się tylko ta chwila. Chciał żeby trwała wiecznie.

Do sali wszedł Isaac. Miał załzawione oczy - Adam, już czas.
Dłonie mężczyzny zacisnęły się na ubraniu blondyna .Nie chciał wypuścić go ze swoich objęć.
- Proszę cię - wyszeptał brunet. Adam kilkakrotnie pocałował różowe usta ukochanego. Chciał zapamiętać ich smak na zawsze.
Dwóch pielęgniarzy przełożyło Tommy'ego na wózek inwalidzki.
- Mogę go odwieść do karetki? - zapytał Adam. Eric pokiwał głową. Adam położył dłonie na gumowych rączkach wózka. Wziął kilka oddechów. Nie potrafił postawić pierwszego kroku. Isaac położył mu rękę na ramieniu - Chodź - powiedział.

To była najdłuższa i najtrudniejsza trasa w jego życiu. Długi szpitalny korytarz, winda, znów korytarz i wyjście. Zimne, grudniowe powietrze uderzyło w twarz mężczyzn. W tej chwili znów byli trójką  przyjaciół, połączonych w dziwnym układzie uczuć i emocji.
- To dla ciebie - powiedział Eric i dał Adamowi komplet kluczy.
- Co to jest? - zapytał wokalista.
- Miejsce, gdzie on zawsze będzie przy tobie.
- Kiedy będę mógł go zobaczyć? Dokąd go zbierasz?
Ale Eric nie odpowiedział, tylko wsiadł do samochodu.

Pielęgniarze wsunęli Tommy'ego na noszach do karetki. Eric usiadł obok niego. Widział łzy spływające po jego policzkach. W głowie blondyna rozlegały się trzy słowa " Przepraszam cię, kochanie".
Eric ścisnął dłoń brata. Dla nich dwóch to była trudna sytuacja.
Kiedy karetka zaczęła odjeżdżać, Adam kilka razy krzyknął "Nie, błagam, nie" i upadł na kolana. Zawalił mu się cały świat.










poniedziałek, 19 listopada 2012

49. Masz prawo go tylko kochać

Przepraszam wszystkich za taką przerwę. Niedawno odzyskałam internet i nadrabiam zaległości. Dziękuję wszystkim za cierpliwe oczekiwanie i pozytywne komentarze pod one- shotem. A teraz zapraszam do czytania.




Przerażającą ciszę panującą w szpitalnej sali, wypełniał dźwięk różnych urządzeń. Zwłaszcza jeden był niezwykle natarczywy. Miarowe, spokojne pikanie, wyznaczające rytm bicia serca Tommy'ego. Adam co chwilę nerwowo na niego zerkał. Jedyny dowód, że w tym drobnym, delikatnym ciele, leżącym bezwiednie na łóżku, wciąć tliło się życie.
- Nie chce żyć na świecie, w którym nie ma ciebie- wyszeptał Adam. Czuł w sercu ból i pustkę. Tracił to co miał w życiu najcenniejszego - Będę o ciebie walczył - powiedział, ocierając łzy z policzków. Ale sam nie wiedział czy ma szansę na wygraną. Przecież to była nierówna walka. On, słaby człowiek, czerpiący siłę z ogromu swojej miłości i choroba, nieznana, mroczna, wszechmocna.
- Kocham cię - powiedział wokalista i pocałował blado-różowe wargi ukochanego - Zrobię wszystko, obiecuje ci.
- Adam, musimy jechać - rzekł Isaac, kładąc dłoń na ramieniu czarnowłosego. Wokalista cicho jęknął - Tak ciężko jest mi go opuścić.Chciałbym, by czuł moją miłość i obecność.
- Zawsze ją czuje - zapewnił go brunet - Chodźmy już.

W drodze do ośrodka milczeli. Adam zastanawiał się co powiedzieć Ericowi, jak on zareaguje na jego wizytę i czy spełni jego prośbę.
- Powiesz mi co z tym Ericiem ? - Pytanie Isaaca przerwało panującą ciszę.
- To młodszy brat Tommy'ego. Razem trafili do ośrodka. Obaj byli ofiarami przemocy domowej i to popchało ich do brania. Zawsze trzymali się razem, aż to momentu, kiedy wydarzyła się tragedia. Zmarła dziewczyna, którą Raffi kochał. Nie chce wdawać się w szczegóły, ale winą za to obarczył swojego brata i siebie. Czuję, że do dzisiaj ani sobie, ani jemu nie wybaczył.
- Kiedyś przez przypadek widziałem jej zdjęcie. Śliczna dziewczyna. Tommy miał zawsze dobry gust.
Adam zaśmiał się - Dzięki, zabrzmiało to prawie jak komplement.
- I dobrze, bo to miałem na myśli. Już nie bądź taki skromny, dobrze wiesz jak przystojny jesteś.
Adam delikatnie się zarumienił - Czy dziś jest dzień dobroci dla Lamberta? Raczej unikasz wypowiadania miłych rzeczy pod moim adresem. W sumie to nie ukrywajmy, ale nie przepadasz za mną.
- I vice versa - rzucił Isaac z uśmiechem na twarzy.
- No wiesz, chciałeś mi zabrać faceta.
- Chciałem go przed tobą chronić. Raniłeś go.
- A ty buntowałeś go przeciwko mnie.
- Chciałem dać mu możliwość wyboru.
- Tak? Jaką? Ja albo ty?
 Isaac się zaśmiał - To jakby wybierać między tortem a muffiną. Chodź mała babeczka może zaspokoić głód i pragnienie słodyczy, to tak naprawdę nie daje tyle przyjemności co rozkoszowanie się pysznym tortem. I chodź może cię zmulić albo będzie cię po nim bolał brzuch i tak powiesz, że warto było, bo był pyszny.
Lambert uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Tylko ty możesz zrozumieć co czuję teraz . Kochasz go jak ja - wyszeptał Adam.
- Czuję pustkę i ból - zaczął mówić brunet - Kiedy siedzę przy nim, mam wrażenie jakbym tracił jakąś część siebie. Błagam go żeby wrócił, ale on nie reaguje. Ogarnia mnie wtedy uczucie bezsilności i rozpaczy. Ale wtedy pojawia się Max i łatwiej mi to znieść.
- Ja mam tylko Tommy'ego. Jest całym moim światem - powiedział wokalista, w jego oczach pojawiły się łzy.
- Musisz być silny. Wiem, że to kiepskie pocieszenie, ale możesz na mnie liczyć. Będę przy tobie.
- Dzięki, Isaac. A jak ci się układa z Maxem?
- To cudowny chłopak. Wnosi w nasz związek tyle energii. Czasem namawia mnie na rzeczy, których bym się po sobie nie spodziewał. To chyba dobrze, kiedy druga osoba pozwala nam odkryć siebie na nowo. Przy nim czuję, że żyję. I jest tylko mój. To wspaniałe uczucie.
- Ja muszę się Tommym dzielić z tobą.
Isaac się zaśmiał - Daj spokój, dobrze wiesz, że on jest tylko twój.
- Dobrze wiem, że kocha cię na swój sposób i tego co was łączy nie jestem w stanie zrozumieć.
- A ja nie będę ci tego tłumaczył - odpowiedział brunet.

Wjechali w drogę, prowadzącą przez sosnowy las. Isaac przez chwilę wpatrywał się w mijane drzewa. Po chwili jego oczom ukazała się ogromny budynek, przypominający bardziej jakiś dworek niż ośrodek dla narkomanów.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Adam i wjechał na teren ośrodka. Czuł przyśpieszone bicie serca i drżenie rąk. Nie wiedział czego się spodziewać po spotkaniu z Ericiem.
- Pięknie tu -rzekł brunet, stojąc na schodach i wpatrując się w ogromne jezioro.
- I tu muszę się z tobą zgodzić - stwierdził czarnowłosy i poklepał go po ramieniu - Chodźmy do środka.

- Dzień dobry, Rose - powiedział Adam i podał dłoń kobiecie - To mój...przyjaciel Isaac.
- Miło mi poznać - zwrócił się do niej brunet.
- Adam, co z Tommy'm? Dzwoniliśmy do szpitala, ale nikt nie chciał nam nic powiedzieć, bo nie jesteśmy rodziną.
Lambert westchnął i spuścił głowę - Nie jest dobrze. Jest teraz nieprzytomny i nie ma z nim żadnego kontaktu. Rose, musimy porozmawiać z Ericiem. Lekarze potrzebują, by ktoś z rodziny pojawił się w szpitalu.
Kobieta pokiwał głową i zacisnęła usta - Powinien być u siebie w mieszkaniu. Na tyłach ośrodka jest wejście, ale nie oczkujcie zbyt wiele po tej rozmowie. Nie wiem jak on się zachowa. Wie,że Tommy miał wypadek, ale nawet nie zapytał o niego.
- Muszę spróbować - powiedział Adam.
- Powodzenia - odpowiedziała Rose i wskazała dłonią kierunek, w którym mają pójść.

Wąskie schody prowadziły do mieszkania na poddaszu. Pokonując kolejne stopnie, Adam czuł jak jego serce przyspiesza. Wyciągnął dłoń w kierunku dzwonka. Odgłos skowronka zwiastował gospodarzowi zjawienie się gości. Po chwili drzwi otworzyła młoda kobieta.
- Dzień dobry - wydukał zaskoczony wokalista - Jestem Adam Lambert, czy zastałem Erica?
- Mąż wyszedł na chwilę, powinien zaraz wrócić. Proszę wejść.
Mężczyźni spojrzeli na siebie i przekroczyli próg mieszkania.
- A panowie w jakiej sprawie ? - zapytała dziewczyna.
- Yyyy...Chciałem porozmawiać z Ericiem o jego bracie, Tommym.
- Wczoraj mąż dzwonił do szpitala, ale nie było lekarza prowadzącego i nikt mu nic nie powiedział.
Wyraz twarzy Adama zdradzał jego zaskoczenie.
- Dzwonił ? To miło z jego strony. Ja jestem partnerem Tommy'ego i w sumie przyjechałem ponieważ potrzebuję pełnomocnictwa . Eric jest jedyną jego rodziną i tylko on może podejmować decyzję w sprawie leczenia. Tommy jest nieprzytomny, dokładnie sparaliżowany i...-Lambertowi załamał się głos - Przepraszam...i nie ma z nim kontaktu.Wiem, że on i Eric nie utrzymują ze sobą kontaktów, więc nie chce go stawiać w trudnej sytuacji i zmuszać do jeżdżenia po szpitalach. Dlatego zjawiłem się tutaj.
- Ciężko mi coś powiedzieć. Muszą panowie na niego zaczekać. Może zrobię coś do picia?
- Dwie kawy - powiedział Isaac - Dziękujemy.

Kobieta zniknęła w kuchni. Adam zaczął rozglądać się po pokoju. Mieszkanie było skromnie urządzone , ale z smakiem. Miało bardzo ciepłą, domową atmosferę. Na ścianach wisiały rodzinne zdjęcia. Lambert dostrzegł na nich małą uśmiechniętą dziewczynkę, zapewne córkę Erica.
- Tommy nawet nie wie, że jest wujkiem.
Isaac wstał i podszedł bliżej, by przyjrzeć się fotografii- Podobna trochę  do niego. On i Eric zresztą też. Trochę to przykre - powiedział trochę ciszej - Mieć jedyną rodzinę i nie utrzymywać z nią kontaktu - Na chwilę pomyślał o swoich rodzicach, z którymi też nie miał kontaktu.

W momencie, gdy kobieta stawiała dwie filiżanki na stole, do domu wszedł mężczyzna i mała dziewczynka.
- Mamo, zobacz co dziś narysowałam w przedszkolu - krzyczała od samego progu. Ale gdy wbiegła do salonu, zamilkła, zaczerwieniła się za twarzy i schowała za tatę.
- Dzień dobry - powiedział wokalista i wstał z kanapy - Jestem Adam Lambert a to Isaac Carpenter, przyjechaliśmy z panem porozmawiać.
- Miło mi, Eric. Proszę mi mówić o imieniu.
Brunet spojrzał na szwy na skroni czarnowłosego - Widziałem cię tu kilka dni temu z Tommym. To chyba twoim samochodem mieliście wypadek?
- Tak.
- Jak on się czuję? Przez telefon nic mi nie chcieli powiedzieć.
Adam wziął głęboki oddech - Kiepsko, jest nieprzytomny i sparaliżowany. Pękł mu guz u podstawy kręgosłupa.
Brunet, aż wzdrygnął na dźwięk tego słowa.
- Ponoć wasz tata miał coś takiego?
Eric pokiwał głową - A co was konkretnie sprowadza?
- Jestem partnerem Tommy'ego i...
- W pracy ?- przerwał mu brunet.
- Też, ale przede wszystkim życiowym. Jesteśmy razem od kilku miesięcy. Potrzebuję twojego pełnomocnictwa bym mógł podejmować decyzje o jego leczeniu. Niestety to,że go bardzo kocham, to w świetle prawa za mało. Potrzebuję zgodny kogoś z rodziny.

Eric usiadł na fotelu i kilka razy westchnął - Ale ja ciebie nie znam. To trochę dziwna prośba. Mam powierzyć życie brata w ręce całkowicie obcej mi osoby.
- Ale dla Tommy'ego najbliższej - wtrącił Isaac.
- Może dla ciebie, dla was jest to fakt oczywisty, ale dla mnie nie.
- W takim razie jedź z nami do szpitala. Trzeba podpisać jakieś dokumenty i wyrazić zgodę na podanie leków. Błagam cię, on musi żyć. Ja bez niego umrę.
Eric spojrzał na żonę. Kobieta pokiwał porozumiewawczo głową.
- Dobrze pojadę, chociaż to nie jest dla mnie łatwe.
Mężczyzna po chwili był już gotowy i cała trójka wsiadła do samochodu.
- Nie spodziewałem się, że Tommy zwiąże się z mężczyzną.
- Przeszkadza ci to? - zapytał Isaac.
- Nie, ale jestem tradycjonalistą. Rozumiecie co mam na myśli?
 Adm westchnął. To były pierwsze słowa mężczyzny zdradzające jego niechęć do niego.
- Dla niego to też było zaskoczenie - zaśmiał się wokalista.
- W sumie minęło 10 lat. Człowiek w tym czasie może się zmienić nie do poznania.
- To przykre, że wasze drogi się tak rozeszły - powiedział wokalista.
- To on odszedł i mnie zostawił. Z resztą po co do tego wracać.
 Resztę drogi milczeli. Isaac czasem tylko zerkał na Adama, sprawdzając jak on się trzyma.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił brunet.
Przed salą Tommy'ego na korytarzu siedziała Brook i Leila.
- Dobrze, że jesteście. Stan Tommy'ego się pogorszył. Nerki zaczęły gorzej pracować. Został zabrany na dializę. Synku, tak mi przykro - powiedziała kobieta i przytuliła syna.
- Eric, na końcu korytarza jest gabinet lekarski. Chodźmy załatwić formalności - powiedział Isaac. Widział w jak kiepskim stanie jest teraz Adam.
- Pójdę z wami - rzekł czarnowłosy- Chcę porozmawiać z lekarzem.
Erica poruszyła cała ta sytuacja. Czuwający przy Tommym przyjaciele, płacząca mama Adama i naprawdę załamany wokalista. Dostrzegł , jak ważny jest dla nich jego brat.

Kiedy weszli do gabinetu lekarza, można było wyczytać z jego twarzy, że nie ma dobrych wiadomości.
- Proszę podpisać te dokumenty - zwrócił się do Erica - Panowie, stan pacjenta uległ pogorszeniu. Nerki nie pracują tak wydajnie jak powinny. Jeżeli to się nie zmieni w ciągu kilki dni, trzeba będzie szukać dawcy. Zawartość guza dostała się do krwiobiegu i musi zostać z niego jak najszybciej usunięta, inaczej może dojść do powstania innych ognisk zapalnych w organizmie. A skoro nerki nie filtrują krwi w należyty sposób, może być to trudne.
- Ja mogę mu oddać nerkę- powiedział Adam, bez chwili wahania.
- Panie Lambert, to nie takie łatwe. Trzeba zrobić sporo badań na zgodność tkankową.
- To proszę je zlecić - rzekł Adam.
- Ja też chce je wykonać - powiedział Isaac.
- Najlepiej gdyby był to ktoś z rodziny. Wtedy zagrożenie odrzucenia przeszczepu jest mniejsze- wyjaśnił lekarz i spojrzał na Erica.
- Ja jestem jego jedyną rodziną, ale przykro mi nie mogę tego zrobić - odpowiedział mężczyzna
Wokalista zacisnął dłonie w pięść, a do oczu napłynęły łzy.
- Najlepiej to daj mi to pełnomocnictwo i wynoś się stąd, skoro i tak nie możesz nic dla niego zrobić. Ja oddałbym życie za niego, rozumiesz?
- Nie zapominaj się- powiedział Eric - W świetle prawa, ja mogę tylko o nim decydować. Ty masz prawo go tylko kochać, niestety to mu zdrowia nie przywróci- rzekła z ironią w głosie i wyszedł z gabinetu.
- Ty skurwysynu - krzyknął Adam, wybiegając za nim. Ale mężczyzna już zniknął na końcu korytarza.

piątek, 16 listopada 2012

''Namieszałeś w mojej głowie'' One-shot

Dla czekających na nowy odcinek mała rekompensata w postaci one-shota. Nic wielkiego, takie małe natchnienie w pracy, napisane pod wpływem słów piosenki "Namieszałeś w mojej głowie, jednym gestem jednym słowem". Miłego czytania. Postaram się dodać odcinek jak najszybciej.



Wieczór był chłodny i wietrzny.Czarnowłosy chłopak szedł wolno uliczkami, kładącego się do snu miasta. Kolejne, zapalające się przy drożne latarnie, rozświetlały panujący półmrok. Adam naciągnął kaptur na głowę i potarł zmarznięte ramiona. W sumie sam nie wiedział dokąd idzie i czego szuka. Czuł, jakby to nogi prowadziły go same, w nieznanym mu kierunku. Chodził tak struty od kilku dni. To właśnie wtedy podjął trudną, ale konieczną decyzję. Rozstał się ze swoim chłopakiem. Dlaczego to zrobił ? Tłumaczył to sobie i jemu tym, że teraz czeka go wiele zmian. Nagrał właśnie swoją pierwszą piosenkę, która pojawiła się na listach przebojów. Miał stworzyć zespół, wydać płytę i ruszyć w trasę koncertową. Nie chciał, by jego chłopak czekał na niego tygodniami, miesiącami w samotności. Uważał, że rozstanie będzie najlepszym rozwiązaniem.Chciał dać im obu szansę na znalezienie własnego miejsca i szczęścia. Ale tak naprawdę wiedział, że nie jest to do końca prawda. Czuł, że coś się zmieniło. Może on sam...

Widok jego partnera nie wywoływał już u niego szybszego bicia serca i szczerego uśmiechu na twarzy. Jego dotyk już nie powodował przyjemnych dreszczy i uczucia podniecenia. Osłabła też potrzeba bliskości. Adam na chwilę zatrzymał się, poruszony myślą, która powstała w jego głowie - Czy w ogóle kiedykolwiek to czułem?
Jego chłopak był fajnym facetem. Świetnie się dogadywali, lubili spędzać razem czas i łączył ich dobry seks. Ale nigdy nie było motylków w brzuchu, szybszego bicia serca czy uśmiechu na twarzy wywołanego samą myślą o tej drugiej osobie. I seks zawsze był tylko fajny. Nie cudowny. Czarnowłosy zrozumiał teraz, że mówiąc "Kocham cię", wypowiadał 9 liter, tworzących dwa słowa, którym kolorytu nadał tylko ciepły ton jego głosu, a nie uczucia.Westchnął cicho z zrezygnowaniem i ruszył przed siebie.

Deszcz padał coraz mocniej, przenikając przez materiał cienkiej bluzy. Uczucie zimna wywoływało nie przyjemne dreszcze na całym jego ciele. Myśli go przytłaczały. Chociaż nie miał ochoty na zabawę, wstąpił do jednego z kolorowo oświetlonych klubów. Może chciał schronić się przed deszczem albo miał nadzieję, że głośna muzyka zagłuszy chaos panujący w jego głowie. Sam nie wiedział.

W klubie było sporo osób. Niektórzy tańczyli, inni pili drinki we wszystkich kolorach tęczy. Na twarzach imprezowiczów widać było uśmiechy. Nikt nie rozważał tu egzystencjalnych pytań. Adam rozejrzał się po parkiecie. Uśmiechnął się widząc razem tańczące pary homo i heteroseksualne. -Nawet kluby zaczynają być bi - pomyślał. Jemu to akurat całkowicie odpowiadało.

Usiadł przy barze, mierząc wzrokiem półki pełne różnych alkoholi. Chwilę się zastanawiał, czy może spróbować czegoś nowego skoro już tu trafił.
- Coś podać?- zapytał barman. Jego brązowe włosy w połączeniu z piwno-zielonymi oczami, tworzyły mieszankę, która z pewnością przyciągała wzrok  kobiet i mężczyzn.
- Yyyy...whisky - odpowiedział, wybierając znów coś klasycznego.
Mężczyzna uśmiechnął się i odszedł na chwilę. Adam ściągnął kaptur. Palcem zatoczył kilka kółek na barowym blacie, wpatrując się tępo w jego mahoniową barwę.
- Ciężki dzień ?- zapytał barman , stawiając przed nim szklankę.
Adam nie miał ochoty rozmawiać i kiwnął tylko głową. Jednym duszkiem wypił alkohol.
- Jeszcze raz to samo - powiedział, nie patrząc już na bruneta. Wziął do ręki tekturową podkładkę i palcem wodził po jej krawędzi. Myśli  znów kłębiły się w jego głowie.
Z letargu wyrwał go głos barmana - Co dla ciebie, Tommy?
- Whisky - odpowiedział blondyn. Adam nawet nie zauważył, kiedy mężczyzna pojawił się koło niego.
- Świetnie dziś gracie. To zasługa nowej gitary ?- zapytał  brunet za barem.
- Tak, gra sama za mnie. Ale jeszcze kilka kawałków i wieczór wolny. Schłodź coś dobrego - zaśmiał się muzyk.
- A i póki pamiętam, powodzenia za parę dni. Daj czadu.
- Dzięki - odpowiedział blondyn. Wziął szklankę i mimochodem spojrzał na czarnowłosego. Jako jedyny siedział sam w klubie.
- Na zdrowie - powiedział Tommy i delikatnie trącił jego szklankę. Zaskoczony Lambert podniósł głowę i zmusił się do uśmiechu. - Na zdrowie - wyszeptał i podniósł szklankę w geście toastu. Obaj jednocześnie przechylili złoty trunek.

Wzrok Adama padł na twarz mężczyzny. Miał na głowie artystyczny nieład, jak na muzyka przystało. Z jednej strony miał wygolone włosy, z drugiej półdługie, blond kosmyki opadały my niesfornie na twarz. Gdy je odgarniał, chaotycznym już gestem, można było dostrzec jego kocie, brązowe oczy. Niby zwyczajne, ale dziwnie intrygujące. W połączeniu z jego naturalnym uśmiechem, wszystko tworzyło ciekawą i pociągającą całość. Tommy spojrzał na Lamberta, czują na sobie jego wzrok. Czarnowłosy automatycznie zmierzył jego ciało, zatrzymując się wzrok na skórzanych spodniach. Dokładnie na wysokości rozporka. Poczuł po chwili, jak jego twarz pokrywa się purpurą, gdy zorientował się, że muzyk śledzi jego poczynania.

Tommy odłożył szklankę, nie spuszczając wzroku z Adama. Mimo, że panował półmrok, dostrzegł rumieńce na twarzy mężczyzny. Uśmiechnął się go niego, wprowadzając Lamberta w jeszcze większe zakłopotanie. Blondyn chciał coś powiedzieć, ale czuł dziwną pustkę w głowie. Zawsze był bardzo wygadany, a teraz żadne słowo nie chciało przejść przez jego usta. Adam ponownie spojrzał w jego oczy, zdobywając się na odwagę, by odwzajemnić uśmiech. Ta surrealistyczna scena trwała dłuższą chwilę. Krótkie spojrzenia, przeplatały się z ciepłymi uśmiechami. Nie padło żadne słowo, żaden gest.
- Tommy, hej - krzyknął barman, potrząsając go za ramię.
Blondyn momentalnie wypuścił powietrze, które nieświadomie trzymał w płucach przez kilka sekund .
- Wołają cię na scenę - oznajmił brunet.

Ratliff pokiwał głową. Spojrzał jeszcze raz na Adama - Na razie- rzekł zdziwiony, że w ogóle zdołał coś powiedzieć. Nie rozumiał tego, co przed chwilą się stało. Niby nic, ale...
Postawił kilka kroków w kierunku sceny, ale coś kazało mu się zatrzymać. Odwrócił się w stronę Lamberta -  Yyyy...może kiedy skończę grać, yyyy...no wiesz...sorry, nieważne - powiedział pośpiesznie i pobiegł na scenę. Czarnowłosy siedział skołowany, nie bardzo rozumiejąc, jak odebrać zachowanie blondyna.  Barman po chwili zaczął się śmiać, wycierając białą ściereczką szkło.
- Coś nie tak? - zapytał Adam, sam delikatnie się uśmiechając.
- Nie, tylko znam Tommy'ego kilka lat i nie pamiętam sytuacji, żeby zabrakło mu języka w gębie, tak jak teraz. Zabawny chłopak. Chyba mu wpadłeś w oko - powiedział brunet, obserwując reakcję Lamberta.
- Ja? No co ty, przecież nawet nie zamienił ze mną słowa.
- No właśnie...

Adam pokiwał z niedowierzaniem głową. Kiedy padły pierwsze, mocne, basowe, gitarowe dźwięki odwrócił się w kierunku sceny. Jego wzrok przykuł basista z czerwoną gitarą. Nie mógł uwierzyć, że to gra ten sam chłopka, który przed chwilą nie potrafił wydukać jednego słowa. Na scenie był kimś innym. Jego ciało bujało się w rytm muzyki. Miał zamknięte oczy, a jego palce odruchowo wędrowały po strunach, wydobywając niezwykłe dźwięki z Fendera. Jakby robił to od zawsze, urodził się, by grać. Adam miał wrażenie, że granie przenosi blondyna w inny świat. Nie grał z nut tylko prosto z serca. Jakby każda melodia była wyjątkowa, miała swoją własną duszę.

Publiczność w klubie zebrała się pod sceną. Wszyscy klaskali i śpiewali grane piosenki, ale kiedy Tommy zagrał swoją najlepszą solówkę, ludzie zwariowali. Był naprawdę świetny w tym co robił. Czarnowłosy nawet nie zauważył jak mijały kolejne piosenki. Zahipnotyzowany wpatrywał się w jeden, ruchomy punkt, który nim się zorientował znów stał obok niego.
- Jestem Tommy - powiedział blondyn i wyciągnął rękę w kierunku Adama.
Lambert uścisnął ją delikatnie. Poczuł dziwne uczucie w żołądku, kiedy jego dłoń dotknęła skóry blondyna. Czuł jakby przy muzyku, każde słowo nabierało wyjątkowego znaczenia, a gesty wywoływały intensywniejsze doznania.
- Adam - odpowiedział wokalista. Jego głos przybrał ciepłą, niską barwę. Zawsze tak zaczynał mówić, gdy ktoś szczególnie przypadł mu go gustu.
Zamówili po drinku i kolejnym. Czas płyną im szybko, ale też bardzo miło.
- Wspaniale grałeś - powiedział Adama.
- Znasz się na tym?
- Jestem wokalistą. Właśnie kompletuje zespół, może byłbyś zainteresowany?
Tommy spojrzał na niego i uśmiechnął się - Wiesz, schlebiasz mi, ale za kilka dni już idę na jakieś przesłuchanie. Więc spóźniłeś się trochę.
- Szkoda - powiedział Adam - Jesteś naprawdę świetny.

Wypili po kolejnej szklance whisky. Obaj nabierali coraz większej pewności siebie, a dystans między nimi  co rusz się zmniejszał. Odkładając szklankę na blat, Tommy delikatnie musnął dłoń Adama. Czarnowłosy zacisnął zęby i przełknął głośno ślinę. Nie wiedział czemu tak mocno reagował na blondyna. Co więcej, nagle przy nim myśli kłębiące się w jego głowie, przestały być już tak natarczywe. Wszystko jakby przestało się liczyć, prócz czekoladowych oczy basisty.
- Nigdy cię nie widziałem tutaj - powiedział blondyn.
- Jestem tu pierwszy raz.
- Rzadko można tu spotkać samotnego i tak przystojnego faceta.
Delikatnie chrząknął, nie mogąc uwierzyć, że wypowiedział to na głos.
Adam spuścił głowę i nerwowo zacisnął dłonie - Dzięki - wyszeptał.

Barman stał z boku i przyglądał im się dłuższą chwilę. Śmiał się sam do siebie. Przypadkowe dotknięcia, uśmiechy, komplementy i spojrzenia pełne emocji. Wiedział, co to oznacza. Widział to już nie raz. Chociaż teraz miał wrażenie, że wszystko jest między nimi jakby bardziej naładowane uczuciowo.
- Tommy przynieś mi z zaplecza kilka butelek - powiedział barman, co nieco zdziwiło blondyna, bo nigdy wcześniej go o to nie prosił.
- Jasne- odpowiedział niepewnie basista. Kiedy już wszedł za bar i podszedł do małych drzwi prowadzących na zaplecze, odwrócił się w stronę Adama. Chwilę patrzyli na siebie, jakby próbowali odczytać ze swych oczu swoje zamiary i pragnienia.
-Pomóc ci ?- zapytał wokalista. Tommy uśmiechnął się i pokiwał głową. Po chwili obaj zniknęli za drewnianymi drzwiami.

Nim zdążyli przejść kilka kroków, Tommy musnął dłoń Adama. Pragnął chodź przez chwilę poczuć dotyk jego skóry, jak wtedy gdy podali sobie dłonie. Zamiast szukać butelek, stanęli na przeciwko siebie. Milczeli, delikatnie uśmiechając się do siebie. Co chwilę któryś z nich spuszczał głowę i rumienił się. Obaj nie wiedzieli co mają robić, jak się zachować, ale ta sytuacja bardzo im się podobała. Adam podszedł bliżej Tommy'ego. Dłonią dotknął jego policzka.
- Masz śliczne oczy - wyszeptał, wpatrując się w brązowe, świdrujące spojrzenie.
- Pocałuj mnie - powiedział Tommy. Cofnął się kilka kroków i oparł plecami o ścianę, czekając na reakcję Adama. Czarnowłosy podążył za nim i po chwili ich usta dzieliły milimetry. Oddychali tym samych powietrzem. Obaj słyszeli szybsze bicie swych serc, spowodowane tak intensywną bliskością. Adam delikatnie przyłożył swoje usta do warg Tommy'ego. Mężczyzna rozchylił je, dając przyzwolenie wokaliście na głębszy pocałunek. Lambert wsunął mu swój język. Pocałunek z początku delikatny, zaczynał nabierać intensywności. Dłonie mężczyzn błądziły po ich ciałach. Kiedy Tommy wsunął swoją rękę pod koszulkę Adama, ten odskoczył. Położył rękę na brzuchu. Nie bolał go. To co poczuł było dziwne. Przypominało jakby...motylki.To nie możliwe...-pomyślał.
- Przepraszam - powiedział Tommy, widząc reakcję Lamberta - Nie chciałem , to znaczy chciałem cię dotknął, ale..
- To moja wina, za dużo wypiłem.
Tommy westchnął i spuścił głowę - A więc to tylko alkohol ?
Adam nie wiedział co powiedzieć. Czuł w głębi serca, że to nie procenty tak na niego działają, ale bliskość blondyna. W innych okolicznościach, na innym etapie życia, nie odpuściłby, ale teraz nie chciał ani ranić siebie ani jego.
- Tak...- wyszeptał - Przepraszam.
Na chwilę jeszcze raz spojrzał w oczy Tommy'ego. Zrozumiał, że mógłby patrzeć w nie każdego dnia i tonąć w nich bezgranicznie. Po chwili wybiegł z zaplecza i wyszedł z klubu.

Ani deszcz, ani zimny wiatr nie miały teraz dla niego znaczenia. Wciąż czuł szybsze bicie serce, dziwne kłucie w żołądku i uczucie gorąca, przeszywające jego ciało, gdy tylko pomyślał o blondynie. Krople deszczu mieszały się z jego łzami. Machnął ręką na mijającą go taksówkę. Chciał jak najszybciej wrócić do domu, zanurzyć się w ciepłej, bawełnianej pościeli i ukoić swoje nerwy.

Kolejny tydzień spędził w domu. Potrzebował trochę samotności. Za parę dni miał wybrać z setek chętnych członków swojego zespołu. Miał wiele wątpliwości. Czy dobrze trafi? Jak im się będzie współpracować? Czy stworzą zgrany zespół? Czy jeszcze kiedyś go zobaczę?...Nie nie wolno mi o tym myśleć- upominał się w myślach. Lecz to było silniejsze. Wciąż pamiętał smak tych delikatnych warg, gładkość skóry. Co chwilę do jego głowy powracało wspomnienie brązowo-miodowych oczu Tommy'ego.

W dniu przesłuchań był w kiepskim nastroju. Patrząc na długą listę chętnych, wiedział,że to będzie ciężki dzień, ale też początek nowego etapu w jego życiu. Kolejne osoby wchodziły do pomieszczenia, gdzie Adam siedział ze swoim managerem i członkami z wytwórni płytowej. Słuchali perkusistów, gitarzystów, keyboardzistów. Na koniec został do wybrania basista.Wokalista był już zmęczony. Siedzieli tam już 10 godzin, słuchając raz lepszych, raz gorszych wykonów. Ból pleców sprawiał, że nie mógł się na niczym skupić. Sączył kawę z papierowego kubka i nerwowo spoglądał na zegarek.Chciał, by ten dzień już się skończył. Kiedy robił notatki na kartce po występie ostatnie osoby, ktoś zaczął grać.I nagle stanął czas. Dłoń Adama zatrzymała w połowie jakiegoś słowa. Kubek z kawą przewrócił się pod wpływem nie kontrolowanego gestu. Czarna ciecz rozmyła litery na białych kartkach. Nagle słyszana melodia wydała mu się dziwnie znana. Powoli podniósł głowę, czując jak jego serce przyspiesza. Przed nim stał drobny blondyn z czerwonym Fenderem. Wyglądał tak jak w tamten wieczór na scenie. Zamknięty w świecie muzyki, poddający się jej wpływowi.Wokalista położył rękę na żołądku, czyją znów te dziwne uczucie.
- Jest świetny- wyszeptał manager do ucha Adama. Czarnowłosy tylko pokiwał głową.

Kiedy blondyn skończył grać, spojrzał na słuchaczy. Jego wzrok od razu padł na Lamberta. Wziął głęboki wdech, zaskoczony jego widokiem. Jego dłoń zacisnęła się za czarnej koszulce na wysokości żołądka. Poczuł uczucie gorąca przeszywające jego ciało.Chciał z stamtąd wybiec, jak czarnowłosy w tamten wieczór i pozostawić ich bez słowa wyjaśnień, ale zależało mu na tej pracy.Wszyscy pochlebnie wypowiadali się o jego grze, tylko Adam milczał. Wciąż wpatrywał się w drobnego mężczyznę, próbując zapanować na emocjami.
- Jest pan gotowy, poświęcić się dla zespołu? Planowana trasa koncertowa będzie trwała parę miesięcy - powiedział przedstawiciel wytwórni.
- Nic mnie nie trzyma na miejscu. Z chęcią się stąd wyrwę.
- Co ty na to Adam?...Adam słyszysz mnie - Manager potrząsnął go za ramię.
- Tak, jasne. Jest ok.
- Jeśli panu coś nie odpowiada, to proszę powiedzieć - rzekł Tommy do czarnowłosego.
- Jest idealnie - powiedział spokojnym głosem, próbując zachować pozory opanowania.
- Nic nie jest idealne - powiedział blondyn- Jest pan pewien? Nie chce się potem rozczarować, nagłą zmianą decyzji z jakiegoś błahego powodu.
- Jestem zdecydowany.
- Nie wiem czy to jest gwarancją czegokolwiek. A zmienność nastojów?Może to tylko chwilowa słabość albo zmęczenie dzisiejszym dniem?
Pozostałe osoby z nierozumieniem przysłuchiwały się tej rozmowie.
- Nie - powiedział Lambert - Chce żebyś został...proszę.
- Zaproponujemy ci dobre warunki kontraktu. Doceniamy dobrych muzyków - powiedział manager. Miał wrażenie, że coś tu jest nie tak. To Ratliff powinien starać się o pracę, a nie oni o niego. Prośba Adama była w ogóle abstrakcją.
- Miło mi to słyszeć. Lubię mieć wszystko czarno na biały, wtedy nie ma niedomówień - powiedział blondyn.
- Jutro rano ustalimy szczegóły - powiedział przedstawiciel wytwórni i zapisał sobie coś na kartce.
- Chciałbym jeszcze z panem porozmawiać - rzekł Lambert do basisty - Na osobności. Skoro mamy razem pracować chce się dowiedzieć kilku rzeczy.
Tommy pokiwał głową. Adam wstał od stołu i wskazał mu ręką drzwi. Po chwili wyszli na korytarz i przeszli do innego pomieszczenia.
- O czym chciałeś rozmawiać? A może chcesz ustalić jakieś granice? Żadnego wspólnego picia i macania, tak dobrze?- zapytał z wyrzutem blondyn.
- Tommy przestań. To nie jest tak jak myślisz.
- Nie? A jak? Nigdy nie zaczepiam nieznajomych w barze, pierwszy raz zagadałem do jakiegoś faceta. Wydałeś mi się taki miły i ...pociągający. A ty nagle zostawiłeś mnie bez słowa wyjaśnienia. Myślałem, że...
- Dobrze myślałeś. To nie alkohol wtedy mnie tak oszołomił, ale ty. Przecież widziałeś jak na ciebie patrzę.
- Widziałem, ale chyba źle to odczytałem.
Adam wiedział, że tłumaczenia nic tu nie pomogą. Popchnął blondyna na ścianę i wpił się w jego usta. Ale tym razem napotkał opór.
- Dziś też piłeś ?- zapytał z blondyn z ironią w głosie.
- Jestem pijany twoją bliskością. Wtedy w klubie, kiedy na mnie spojrzałeś, przepadłem bezpowrotnie. Utonąłem w twoim oczach, rozpuściłem się w brzmieniu twego głosu. Nie chciałem cię zranić czy wykorzystać. Zrozum mnie. Miałem wyjechać za kilka tygodni na wiele miesięcy. Nie chciałem, by ten wieczór , w którym cię poznałem, był wieczorem jednego numerku, ale momentem, w którym pierwszy raz poczułem dziwne uczucie w żołądku, falę gorąca przechodzącą przez moje ciało i szybsze...
- ...bicie serce - wyszeptał Tommy.
- Tak...i czuję to znów, gdy jesteś tu przy mnie. Obiecuję ci, że tym razem nie ucieknę.

Dłoń Lamberta wsunęła się pod koszulkę blondyna. Jego skóra była gorąca i delikatna. Obaj szybko oddychali. Ich usta połączyły się w pocałunku, który po chwili nabrał na intensywności.
- Nie - powiedział Tommy.
- Proszę cię...
- Nie...nie tu i nie teraz -powiedział Tommy - Mamy na to czas. Poczekam na ciebie.
- Na pewno?
- Tak.
Spojrzeli sobie głęboko w oczy, uśmiechając się słodko. Lambert przejechał dłonią po policzku blondyna.
- Namieszałeś w mojej głowie, jednym gestem, jednym słowem - wyszeptał Adam i znów zasmakował czerwonych warg blondyna. Czuł, że zaczął się nowy rozdział w jego życiu, w którym odnajdzie swoje miejsce i szczęście.



sobota, 10 listopada 2012

OGŁOSZENIE

Z powodu awarii internetu w najbliższym czasie nie będę mogła dodać nowego odcinka. Mam nadzieję, że to będzie krótka przerwa. Pozdrawiam i bardzo mi przykro.

wtorek, 6 listopada 2012

48. Nie opuszczaj mnie

A oto i kolejny odcinek. Czuję, że zbliżamy się powoli do końca tej historii. Nie wiem ile jeszcze odcinków napiszę. Wszystko zależy od mojej weny. Dziękuje Wam za wsparcie i komentarze. Naprawdę to miłe, kiedy czytam, jak pochlebnie się wyrażacie o moich wypocinach. Nie wiem czy dzisiejszy odcinek Wam się spodoba, ale takie życie...
A i dzisiaj 6 listopada...Wszystkiego najlepszego Adam i Sauli z okazji 2 rocznicy.
Dziwne życzenia jak na blog o tej tematyce, ale tak mi się przypomniało.




Ostatnie co pamiętał to głośny huk, dotyk zimnego metalu i ciepło jakiejś cieczy, rozlewające się po jego twarzy.
- Tommy?- jęknął Adam, próbując spojrzeć na ukochanego. Z trudem dotknął dłonią jego ręki i delikatnie nią potrząsnął - Kochanie?

Ciężkie powieki, płytki oddech. Momenty świadomości przelatywały się z chwilami całkowitej pustki i ciemności. Dookoła panowała cisza, którą w pewnym momencie przerwały głosy obcych osób, dźwięk ciętego metalu. Lambert poczuł czyjeś ciepłe dłonie. Twarze były rozmazane, rzeczywistość nierealna. Kątem oka zobaczy jak bezwładne ciało Tommy'ego ktoś układa na noszach i wsuwa do karetki. On też po chwili znalazł się w ambulansie. I znów zapadła ciemność i cisza.

Adam obudził się w małej, szpitalnej sali. Ból rozsadzał mu głowę. Chciał się poruszyć, ale każdy ruch powodował cierpienie. Powoli otworzył oczy. Rozejrzał się dookoła, próbując się odnaleźć w zaistniałej sytuacji.
- Tommy- wyszeptał z trudem.
Na dźwięk jego głosu poruszyła się Leila, śpiąca obok na krześle. Czuwała przy synu całą noc.
- Adaś - powiedziała z radością w głosie. Pogładziła jego podrapany policzek - Ja się czujesz?

Odpowiedź na to pytanie była trudniejsza niż mogła zdawać sobie z tego sprawę. Fizycznie czuł się dobrze, ale ból psychiczny spowodowany niepewnością o los ukochanego, ogarniał go bezgranicznie.
- Mamo, co z Tommym?
Kobieta wzięła głęboki oddech.
- W sumie...yyyyyy, ja sama nie nie wiem, kochanie.Spytamy lekarza jak przyjdzie.
Adam nie zadowolił ta odpowiedź. Leila traktowała blondyna jak syna i na pewno zainteresowałaby się jego losem. Kłamać też nie potrafiła.
- Mamo, czy coś mu się stało? Powiedz mi, proszę.
Kobieta wstała z krzesła i nerwowo poprawiła kołdrę Adama. Nie patrzyła mu w oczy. Nie potrafiła.
- Kochanie, ja zaraz przyjdę, poczekaj - powiedziała w pośpiechu i nim Adam zdążył zareagować, wyszła z sali.

Czarnowłosy czuł, że jest źle. Pozostawało tylko pytanie, jak bardzo? Zachowanie matki poważnie go zaniepokoiło. Nie mógł się ruszyć, by pójść i dowiedzieć się osobiście. Czuł się zagubiony i osamotniony. Przyłożył dłoń do ust i zamknął powieki. Jego ramiona drgnęły pod naporem rozpaczy. Oczy wypełniły się łzami. Jedyny stały ląd w jego życiu, odpłynął w nieznanym kierunku.

Po chwili do sali wszedł Isaac. Gdyby jego twarz była zapisaną kartką, można byłoby w niej przeczytać najkoszmarniejsze historie. Usiadł koło Adama, który widząc jego minę, przestał oddychać. Brunet spojrzał na niego załzawionymi oczami. Wziął głęboki oddech. Szukał w swojej głowie odpowiednich słów, panowała tam tylko pustka.
- Isaac, co z Tommym?
 Brunet spuścił głowę. Położył dłoń na ręce Adama. Ten gest wywołał u Lamberta jeszcze większe uczucie niepokoju. Co musiało się stać, że Isaac zdobył się na coś takiego?
- Adam, nie wiem co mam ci powiedzieć. Tommy został przewieziony do innego szpitala na jakieś specjalistyczne badania. Lekarz powiedział, że...- Carpenter nie potrafił spokojnie o tym mówić. Głos zaczął mu drżeć, a ręka zacisnęła się na dłoni czarnowłosego.
- Lekarze nie wiedzą, co się z nim dzieje. Niby jest przytomny, ale nie ma z nim żadnego kontaktu. Nie reaguje na żadne bodźce.
- Widziałeś go?
- Tak, ale tylko przez chwilę. Był trochę poobijany. Nic poważnego, dlatego wszyscy są zdziwieni jego stanem. Za parę godzin wszystko się wyjaśni. Nie martw się. Ty też musisz teraz odpoczywać.
 Isaac wstał i podszedł do małego zlewu, w rogu sali. Odkręcił wodę i przemył twarz. Nie chciał, by Lambert dostrzegł łzy w jego oczach.
- To moja wina - wyszeptał Adam - Powinienem bardziej uważać, jak jadę.
Brunet usiadł ponownie przy łóżku.
- Nie mów tak. Tamten kierowca był pijany. Nie miałeś szans nawet zareagować. Nie zadręczaj się tym teraz.

Wokalista zacisnął dłonie na białej pościeli. Podkurczył nogi i oparł twarz na kolanach. Ból fizyczny nie miał już dla niego żadnego znaczenia. Psychiczne cierpienie ogarnęło go bezgranicznie. Łzy same spływały po jego policzkach, tworząc na białym materiale mokre plamy. Isaac położył dłoń na jego plecach i delikatnie je gładził. Sam już też nie miał siły bronić się przed płaczem.
- Będzie dobrze - wyszeptał przez łzy, wciąż dotykając Adama - Proszę cię przestań...
Usiadł na skaju łóżka i przyciągnął do siebie wokalistę. Czarnowłosy bezwładnie opadł w jego ramiona, wciąż zanosząc się łzami. Obaj cierpieli. Każdy z nich kochał blondyna, którego los był im teraz nieznany.

W małym, podmiejskim szpitalu, bezwładne ciało Tommy'ego było poddawane licznym badaniom. Odmierzano kolejne fiolki pobranej krwi. Rezonans, prześwietlenia, ukłucia. Cały sztab ludzi i maszyn był zaangażowany do poszukiwania przyczyny jego stanu. Mężczyzna słyszał głosy lekarzy, ale nie czuł nic. Nie mógł też na nic zareagować. Chciał krzyknąć, zapytać o Adama, cokolwiek. Ale wszystko było ponad jego siły i możliwości. Zamknięty w swoim ciele, skazany był na czekanie.
Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Adam? Strach i przerażenie ogarniały jego myśli.

Minuty zamieniały się w godziny oczekiwania. Adam nie mógł uporać się z natłokiem swych myśli i chaosem uczuć. Isaac co chwilę wychodził z pokoju w poszukiwaniu lekarza, by zaczerpnąć informacji o stanie przyjaciela. Ale usłyszeć mu dane było tylko " Proszę czekać cierpliwie".
- A gdzie Max?- zapytał Adam, przerywając ciszę panującą w pokoju.
- Przyjedzie później. Miał jechać na jakąś rozmowę w sprawie pracy. Chce zostać charakteryzatorem w teatrze.
- Zdolny z niego chłopak.
Isaac pokiwał tylko głową i uśmiechnął się. Obaj znów myślami powrócili do Tommy'ego.
Po chwili do sali weszła Brook i Monte.
- Adam, skarbie - powiedziała kobieta i przytuliła wokalistę, który jęknął pod wpływem jej uścisku - Jak się czujesz? Co z Tommym? Jak to się stało?
Wokalista delikatnie skołowany, słuchał kolejno padających pytań.
- Spokojnie, Brook - powiedział Isaac. Kobieta usiadła na skraju łóżka i pogładziła dłoń czarnowłosego.
- Nie można was zostawić samych nawet na jeden dzień? - zapytała.
Adam zmusił się do delikatnego uśmiechu, powstrzymując wciąż napływające łzy.
- Ja czuję się dobrze - powiedział Lambert - Czekamy na informację o Tommym. Zabrali go do innego szpitala na badania. Wszystko będzie dobrze.
Jego łagodny i spokojny ton zaskoczył Isaaca. Czuł, że Adam bardziej chce uspokoić siebie niż tancerkę. Chciał wierzyć w swoje słowa.
- Na pewno masz rację.
W oczekiwaniu na lekarza, nie mogli odnaleźć wspólnego tematu. Siedzieli, pogrążeni w swoich myślach i wspomnieniach.

Skrzypnięcie białych, salowych drzwi zwiastowało pojawienie się lekarza. Obok niego stała Leila. Zapłakana, spuchnięta, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Możemy porozmawiać? - zapytał lekarz.
Brook, Monte i Isaac wstali, by opuścić salę.
- Isaac, ty zostań - powiedział Adam. Mężczyzna ponownie usiadł na krześle przy łóżku.
- Pana wyniki są dobre. Założyliśmy kilka szwów na skroni. Uderzył pan w boczne drzwi i odłamki szkła poprzecinały skórę.
- Co z Tommy? - zapytał nerwowo. Tylko ta informacja go teraz interesowała.
- Pan Ratliff wrócił właśnie z badań. Jego stan jest dobry i stabilny. Nie ma zagrożenia życia.
Adam westchnął z ulgą - To wspaniale. Martwiłem się. Kiedy możemy opuścić szpital? - w jego głosie przebijała radość i nadzieja.
- Pan nawet jutro - usłyszał w odpowiedzi.
- A mój partner?
- Panie Lambert, szczegółowe badania wykazały, że pan Ratliff miał guza u podstawy kręgosłupa. Wiedzieliście o tym?
- Tommy skarżył się ostatnio na bóle pleców. Był umówiony na wizytę u lekarza. Ale nie wiedzieliśmy, że to guz - odpowiedział mu Isaac.
Lekarza westchnął i spojrzał na dokumentację trzymaną w dłoniach.
- Wskutek wypadku, guz pękł i uszkodził niektóre nerwy. Na chwilę obecną pan Ratliff jest sparaliżowany. Nie ma z nim żadnego kontaktu. Nie wiemy czy jest świadomy tego co się dzieje. Nie jesteśmy w stanie tego określić. Bardzo mi przykro.

Oddech Adama gwałtownie przyśpieszył. Dłonie zacisnęły się na białej pościeli, a z ust wydobył się cichy jęk. Poczuł ogarniającą go pustkę. Słyszał głos lekarza, ale żadne słowa nie docierały już do jego uszu. Świadomość, że jego ukochany jest sparaliżowany, odcięty od świata ogarnęła jego umysł. Opadł na łóżku czując, jak zaczerpnięcie kolejnego oddechu przychodzi mu coraz trudniej. Jego dłoń odnalazła rękę Isaaca i instynktownie ją ścisnęła. Tak naprawdę tylko brunet mógł zrozumieć co on w tej chwili czuje. Perkusista zachowując reszty trzeźwego myślenia, zadał jeszcze jedno pytanie - Czy on z tego wyjdzie?
Lekarz wzruszył ramionami - Nie stwierdziliśmy trwałego uszkodzenia rdzenia kręgowego. Ten stan wydaję się być przejściowy, ale czy i kiedy pan Ratliff odzyska sprawność, nie jestem wstanie powiedzieć.
Te słowa całkowicie dobiły Adama. Tląca się w jego sercu nadzieja, została właśnie zdeptana .
- I jeszcze jedno - powiedział lekarze - Czy on ma jakąś rodzinę?
- Nie - powiedział Isaac.
Wokalista słysząc pytanie i odpowiedz jakie padły, oprzytomniał na chwilę.
- Ma...ma brata.
- To proszę go tu ściągnąć jak najszybciej. W świetle prawa tylko rodzina może podejmować decyzje dotyczące leczenia. Przykro mi.
Po chwili lekarz opuścił salę.
- Nie wiem co robić - wyszeptał Adam.
- Jaki brat? - spytał dopiero po chwili Isaac, który nie mógł uwierzyć w to co słyszy.
- W ośrodku na narkomanów pracuje jego brat. Razem tam trafili ale potem...To długa historia. Nie żyją w dobrych stosunkach, ale muszę go tu ściągnąć. Może da mi pełnomocnictwo, bym mógł podejmować decyzje, a sam pójdzie w swoją drogę. Nie mogę przecież powierzyć życia Tommy'ego w ręce obcej osoby. Isaac pomóż mi.
Brunet przytulił wokalistę i westchnął - Skoro możesz jutro już wyjść, pojedziemy razem do tego ośrodka i porozmawiamy z nim. To jego brat. Na pewno zgodzi się pomóc.
- Nie byłbym taki pewny - odpowiedział Adam z rezygnacją w głosie - Oni się nienawidzą. A teraz zabierze mnie to Tommy'ego.
- Chodź, pomogę ci wstać.
Po kilku nieudanych próbach, Lambert w końcu wstał na nogi. Powoli ruszyli w kierunku sali, w której leżał blondyn. Obaj z brunetem bali się tego co tam zastaną, ale chęć zobaczenia ukochanego i przyjaciela w jednej osobie, była silniejsza.

Małą białą, salę wypełniał dźwięk różnych maszyn. Tommy leżał pogrążony w głębokim śnie, z którego chyba nic nie było wstanie go wybudzić. Adam usiadł obok niego i położył dłoń na jego klatce piersiowej. Rytm jego serce był spokojny i jednostajny. Lambert pogładził go po policzku. Jedyne co teraz pragnął to spojrzeć w jego miodowo-brązowe, w których zakochany był bezgranicznie.
- Kochanie, słyszysz mnie? - wyszeptał, zaciskając dłoń na dłoni ukochanego - Proszę cię daj mi jakiś znak, cokolwiek, bym tylko wiedział, że moje słowa do ciebie docierają. Błagam cię, Tommy .

Łzy spływały mu po policzkach. Położył głowę na jego ramieniu. Adam drżał, cicho łkając. Jeszcze nigdy nie byli ze sobą tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Blondyn zdawał się być pogrążony w mrokach głębokiego snu.
Isaac położył dłoń na ramieniu Adama - Na pewno cię słyszy. Twój głos jest jedynym, który może przebić się teraz do niego. Nie płacz...
Ale teraz żadne słowa nie były wstanie dotrzeć do czarnowłosego. Pierwszy raz przy Tommym, poczuł się taki samotny i bezradny. Wtulił się w ukochanego. Pozwolił, żeby łzy przenikały przez cienki materiał szpitalnej piżamy i spływały po skórze blondyna.

Kochanie, słyszę cię. Skarbie ! - krzyczał Tommy. Ale jego głos słyszalny był tylko w jego głowie.
- Błagam cię nie płacz, jestem tu.
Chciał poruszyć dłonią, otworzyć oczy, zrobić cokolwiek, by zapewnić mężczyznę o swojej obecności.

- Nie opuszczaj mnie - wyszeptał Adam.

- Nie opuszczę cię nigdy...Adam, słyszysz nigdy. Boże... - Czuł przytłaczający go ciężar, ogarniającej go bezradności i nie mocy. Serce mu krwawiło widząc rozpacz wokalisty. Tak bardzo chciał go przytulić. Ukoić jego ból swoim ciepłym głosem. Ale jego ciało jeszcze nigdy nie było tak ciężkie. Umysł nie miał żadnej kontroli nad najmniejszym organem.
- Nie chce tak żyć... - pomyślał Tommy, widząc jak Isaac siada obok i przyciąga do siebie Adama.



wtorek, 23 października 2012

47.Prawda o mnie

Kochani, coś coraz trudniej idzie mi pisanie. Wena mnie opuściła. Dziękuję Wam za komentarze. Motywujecie mnie do dalszego pisania. Przepraszam za małe opóźnienia ostatnio, ale postaram się to nadgonić. Nie wiem czy ten odcinek spełni wasze oczekiwania, co do rozwoju akcji...Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuje, że wciąż tu zaglądacie i jesteście ze mną. Liczba wejść na stronę wywołuje uśmiech na mojej twarzy.



Tommy i Neil weszli do małego, jednoosobowego pokoju. Urządzony był przytulnie. Pewnie to miało rekompensować koszmar, jaki czekał pacjenta. Lambert położył walizkę na łóżku i głośno westchnął. Podszedł do okna, z którego widać było jezioro. Kilka kaczek pływało po spokojniej tafli wody. Blondyn podszedł do niego i położył dłonie na jego barkach. Delikatnie je zacisnął. Brunet znów westchnął i zadrżał - Dziękuję ci, że tu ze mną jesteś. Rozumiesz co teraz czuje i co mnie czeka. Tommy jestem przerażony. Ty z Adamem zaraz pojedziecie, a ja zostanę tu sam. Boję się.

Tommy potarł dłońmi jego ramiona - Pamiętaj, że każdy nawet najgorszy koszmar, kiedyś się kończy. Wtedy będziesz wolny od tego wszystkiego i dumny z siebie, że dałeś radę. Ja i Adam zawsze będziemy przy tobie, kiedy to tylko będzie możliwe.

Po chwili do pokoju wszedł Adam - Dyrektor kazał nam się pospieszyć.
Podszedł do Neila i uścisnął go mocno. Młodszy z braci rozpłakał się, zaciskając swoje dłonie na kurtce wokalisty. Czarnowłosy sam z trudem powstrzymywał łzy - Będzie dobrze, dasz radę braciszku. Kocham cię.
- Ja ciebie też - wyszeptał Neil. Stali tak dłuższą chwilą, chłonąc swoją braterską bliskość. Żegnali się ze sobą, ale też zapewniali o swojej ciągłej obecności, w sercu i w myślach.

Tommy pragnął jak najszybciej opuścić ośrodek. Chwilowe spotkanie z Ericiem, wytrąciło go z równowagi. Starał się tego nie pokazywać, ale Adam znał go zbyt dobrze.
- Pójdziemy na spacer? - zapytał wokalista, kiedy wyszli z ośrodka.
- Możemy iść nad jezioro - powiedział blondyn.

Kolorowe liście ozdabiały spokojną taflę wody. Czasem tylko nagły zryw stada kaczek, mącił spokój panujący w tym miejscu. Tommy oparł się o jedną z wierzb płaczących i westchnął. Adam objął go czule i pocałował w policzek. Drobne ciało basisty drżało z zimna.
- Kiedy tu byłem, uwielbiałem przesiadywać na tych drzewach. Można było schować się w ich gałęziach, szukając chwili dla siebie. Praktycznie przychodziłem tu każdego dnia z... Amy.

Tommy wziął kilka głębokich wdechów. Adam przytulił go jeszcze mocnej, zapewniając o swojej bliskości -  Mów skarbie.
- Trafiliśmy do ośrodka w podobnym czasie. Była młodsza ode mnie o rok. Miała cudowne, rude włosy i piękny uśmiech. Pokochałem ją do szaleństwa. Każda chwila z nią byłą dla mnie bezcenna. Nie wiesz jak to jest. Trafić do takiego miejsca, bez szans na przyszłość i znaleźć miłość. Potrzebowałem jej jak powietrza, by żyć.Wiedziałem, że dzięki niej i dla niej wyzdrowieje. Ona też chciała uporać się z tym wszystkim, ale była taka krucha i delikatna. Zawsze chciała bym był obok. Potrzebowała mojego wsparcia. A potem wszystko się posypało...Musiałem opuścić ośrodek na jakiś czas. Naprawdę musiałem. Zostawiłem ją pod opieką Erica. A tak, nie wspomniałem o nim. To mój młodszy brat. Trafiliśmy tu razem. To długa historia.

Lambert stanął przodem do ukochanego i mocno go pocałował. Widział jaką trudność sprawia mu mówienie o tych sprawach - Kochanie, ja mam czas - wyszeptał - Całe życie przy tobie...

Tommy uśmiechnął się. Czuł, że to doby moment, by wyznać wokaliście prawdę i zrobić krok w przód.
- Wiesz, że mój tata zmarł kiedy miałem trzynaście lat. Byliśmy z Erickiem bardzo z nim związani. Kochał nas bardzo. Jego śmierć była dla nas tragedią. Ból, który czuliśmy był nie do opisania i nie do zagłuszenia. Ale mieliśmy siebie i mamę. Radziliśmy sobie. Po ośmiu miesiącach mama wyszła drugi raz za mąż. Steve na początku był miły, starał się, ale kiedy mama została już jego żoną, pokazał nam prawdziwe oblicze. Nie traktował nas jak synów. Wciąż krzyczał, czepiał się o drobiazgi. I zaczął nas bić. Ale nie tak jak rodzice biją dzieci, bo były niegrzeczne. To nie były klapsy czy kilka uderzeń pasem. Może i czasem zasługiwaliśmy na lanie. Czternastolatek i dwunastolatek nie grzeszą rozumem. Robiliśmy różne głupoty. Pamiętam pierwszy raz, kiedy nas pobił. Mama była na nocce, sprzątała hotele. Nie wiem za co, po protu wpadł w szał. Wszedł do nas do pokoju i złapał Erica za ubranie. Ten tylko zdążył krzyknąć, kiedy Steve zrzucił go ze schodów. Był  żołnierzem. Nie mieliśmy z nim szans, nawet we dwóch. Próbowałem go odciągnąć od nieprzytomnego brata, ale ten zadawał mu kolejne ciosy pięściami. Adam, krew była wszędzie. Na podłodze, na ścianach i schodach. Potem przyszła kolej na mnie. Złapał mnie i uderzył moją głową o ścianę. Zamroczyło mnie. Nie miałem siły bronić się przed kolejnymi ciosami. Czasem kiedy tak leżeliśmy na podłodze, pobici i bezsilny, brał butelkę wódki, wypijał trochę, a resztą polewał nasze rany. Nie wiem, który ból był gorszy, ciosów czy żrącego alkoholu...

Adam nie wiedział co powiedzieć. Łzy spływały po jego policzkach - Boże, skarbie...- wyszeptał. Złapał w dłonie jego twarz i otarł spływające słone krople. Czuł jak serce mu pęka.

- Kiedyś z Ericiem poszliśmy na imprezę do starszych chłopków ze szkoły. Był alkohol, ale i narkotyki. Ktoś dał nam coś zapalić, potem połknęliśmy jakieś tabletki. Ledwo trafiliśmy do domu. Oczywiście Steve na nas czekał. I znów się zaczęło, ale tym razem Adam było inaczej. Ciosy już tak nie bolały, wódka nie paliła, papierosy nie przypalały. Rozumiesz? Byliśmy tak otumanieni narkotykami, że nie czuliśmy bólu, jaki on nam sprawiał. I tak znaleźliśmy sposób na radzenie sobie z przemocą w domu. Zaczęliśmy ćpać, by zapomnieć, by nie cierpieć, nie czuć bólu. A potem braliśmy już, by brać. Nie mogliśmy bez tego żyć. Nasze życie zaczęło się toczyć po równi pochyłej. Zaczęliśmy kraść, by mieć na narkotyki. W końcu nas złapali i dali nam wybór, albo poprawczak ,albo leczenie tutaj. Wybraliśmy leczenie.
- I słusznie kochanie. A co na to wszystko wasza mama? Nie broniła was?- zapytał Adam.

Tommy westchnął - Ona...sam nie wiem. Bała się go albo samotności. Broniła nas, ale co ona mogła. Chyba go kochała i nie umiała wybrać między nami a nim. Niem mieliśmy do niej żalu. Dużo wycierpiała w życiu.
- To jej nie tłumaczy - odpowiedział Adam - To obowiązek każdej matki, chronić swoje dzieci.
- Adam, nie wszystkie matki są jak Leila. Zrozum to.
- A powinny - dodał ciszej wokalista - A co z tą Amy?
- Po dwóch latach w ośrodku, pokochałem ją do szaleństwa. Wierzyłem, że razem z stamtąd wyjdziemy i  będziemy razem. Była dla mnie całym światem. Pierwszą, wielką miłością. Pewnego dnia zadzwoniła mama. Płakała. Steve ją pobił. Błagała mnie o pomoc. Adam, ja nie mogłem jej odmówić. Nie informując nikogo uciekłem z ośrodka. Musiałem jej pomóc. Napisałem Ericowi, żeby się opiekował Amy. Nic więcej nie powiedziałem. Nie chciałem, by martwił się sytuacją w domu. Nie było mnie może dwa, trzy tygodnie. Ktoś zadzwonił z ośrodka do mojego domu. Powiedzieli matce, że jeżeli wie gdzie jestem to niech mi przekaże, że powinienem wrócić, że Eric i Amy...

Blondynowi załamał się głos. Stare rany zaczęły otwierać na nowo.Dawno skrywane uczucia, wróciły powodując ogromny ból. Ratliff wtulał się w Adama, szukając ukojenia. Najgorsze słowa miał dopiero wypowiedzieć.

- Jeden z nowych pacjentów przemycił do ośrodka narkotyki. Towar z nie sprawdzonego źródła. W nocy zrobili w piwnicy imprezę, o ile tak można nazwać wielkie ćpanie. Nie wiem co podkusiło mojego brata i Amy, żeby tam pójść. Ciekawość czy skrywana słabość i pragnienia? Dla mnie głupota. Eric miał 16 lat, łatwo uległ pokusie, a Amy...To moja wina. Ona po moim zniknięciu była zagubiona. Chciała zapomnieć, ukoić zbolałe serce. Nie wiem skąd mieli alkohol. Ktoś miał kamerę. Nagrali całą imprezę...Widziałem ten film, Adam. Patrzyłem na ekran i widziałem, jak jeden z nich nagrywa śmierć Amy. Siedziała na podłodze, oparta o ścianę. Na początku uśmiechała się. Potem powoli życie zaczęło z niej uciekać. Jej brązowe oczy rozbiły się mętne, a skóra bledsza. Po policzkach płynęły łzy, jakby czuła, że odchodzi. Widziałem jak jej klatka piersiowa unosi się coraz wolniej. Potem jej ciało kilka razy przeszły dreszcze. Oddała ostatni oddech. Wszyscy byli zbyt naćpani, by jakoś zareagować. Rozumiesz? Nikt jej nie pomógł, pozwolili jej umrzeć. W tej ciemnej, zimnej piwnicy. Nie jestem w stanie ci opisać, co wtedy czułem. Miałem wrażenie, że umarłem razem z nią, a na pewno umarło moje serce. A to co z niego zostało, zapałało nienawiścią do Erica. Miał ją chronić, pilnować, a on pozwolił jej tam umrzeć. Nie potrafiłem mu tego wybaczyć. Wróciłem do ośrodka tylko na jej pogrzeb. W tym dniu moje życie straciło dla mnie sens. To wszystko na tyle mną wstrząsnęło, że już nigdy nawet nie pomyślałem o braniu. A Eric...Ostatnie słowa jakie go niego wypowiedziałem to " Zawiodłeś mnie, to wszystko twoja wina. Nienawidzę cię, nie mam już brata". Nigdy więcej moja noga nie powstała w tym miejscu. Ale nie tylko jemu nie potrafiłem wybaczyć, sobie też. Gdybym wtedy zachował się inaczej, wszystko powiedział, wyjaśnił, zapewnił, że wrócę, może wszystko potoczyłoby się inaczej.

-  Tego nie możesz być pewien, skarbie. Nie wiń siebie. Każdy z was toczył swoją walkę z narkotykami. Amy ją przegrała i to nie była twoja wina. I wiem, że Erica też nie. On miał tylko 16 lat. Sam potrzebował jeszcze opieki i wsparcia.

Tommy westchnął. Nie mógł nie zgodzić się ze słowami ukochanego, chodź było to bardzo trudne - Wiem o tym. Oboje mnie potrzebowali, a ja ich zawiodłem. Z czasem nienawiść do brata zaczęła maleć, ale za dużo złych wspomnień się z nim wiązało. Kiedy na niego patrzę, widzę ją i ból znów powraca. Po za tym skrzywdziłem go znikając na tyle lat i zostawiając go samego. Nie potrafiłbym tego teraz naprawić.
- A chciałbyś? - zapytał czarnowłosy.
- Kiedyś go bardzo kochałem, oddałbym za niego życie. Ale teraz nie wiem. Nie umiem ci odpowiedzieć. Najważniejsze, że mam ciebie. Dobrze, że w końcu powiedziałem ci wszystko.
- We dwóch jest łatwiej radzić sobie z problemami. A ja chce dzielić z tobą wszystko, złe i dobre rzeczy.
- Umarłbym bez ciebie...- wyszeptał Tommy - Po stracie Amy myślałem, że już nikogo nie pokocham. Rzuciłem się w wir muzyki, a ból psychiczny koiłem fizycznym, robiąc kolejne tatuaże. I po 10 latach spotkałem ciebie. Znalazłem swoje miejsce u twojego boku i znów poczułem co to miłość. Ale to inne uczucie, niż to co czułem do Amy. Teraz stoję twardo na ziemi. Wiem, że związek dwojga ludzi to nie tylko droga usłana różami, ale ciężka praca. Nie ma tu miejsca na kłamstwa, ale prawdę i zrozumienie.
- A jakieś pozytywne rzeczy dostrzegasz?- zaśmiał się Adam.
- Ciebie...Kocham cię - powiedział, wpatrując się w błękitne oczy ukochanego.
- Ja ciebie też, Tommy. Wracajmy już do domu.

Wsiedli do swojego samochodu i powoli ruszyli przed siebie. Zamknęli za sobą pewien rozdział. Nie było już między nimi kłamstw i niedomówień. Ten dzień wiele zmienił. Dla każdego z nich miał inne znaczenie.  Ale obaj byli pewni, że jeszcze mocnej ich do siebie przybliżył. Adam ściskał dłoń ukochanego, uśmiechając się do niego. Kiedy wyjechali za bramę, blondyn nachylił się, by pocałował wokalistę. Żaden z nich nie zauważył, nadjeżdżającego od strony blondyna, samochodu.

poniedziałek, 22 października 2012

46. Ośrodek

- Kochanie, jedz śniadanie - ponaglał Adam Tommy'ego, ale ten tylko siedział na kubkiem kawy, błądząc gdzieś myślami. Wokalista podszedł do niego od tyłu i położył dłonie na jego ramionach. Delikatnie zaczął je masować - Jeśli nie chcesz, nie jedź z nami. Nie mogę patrzeć na to, jak się męczysz.

Tommy pogłaskał dłoń ukochanego i głośno westchnął - Neil chce żebym pojechał. Obiecałem mu to.
Czarnowłosy objął go mocno i pocałował w policzek - Będę przy tobie skarbie. Kocham cię.
Blondyn uśmiechnął się. Wiedział, że bez wsparcia Adama nie dałby sobie rady. Po tym wszystkim, co razem przeszli czuł, że może na nim bezgranicznie polegać.

Neil zniósł walizkę ze swoimi rzeczami. Leila stała w przedpokoju. Starał się nie płakać, ale każde spojrzenie skierowane na młodszego syna, wywoływało falę łez. Kobieta przytuliła go - Kochanie bądź dzielny. Pamiętaj, że bardzo cię kochamy i możesz na nas liczyć. Wierzymy z tatą, że dasz radę.
Eber poklepał syna po ramieniu - Jestem z ciebie dumny, że zdecydowałeś się na leczenie. Będziemy z tobą myślami.

Mężczyźni powoli ruszyli w stronę samochodu. Tommy milczał. Adam patrząc na niego, zaciskał zęby. Cierpiał widząc basistę w takim stanie, ale nie chciał go ciągnąć za język. Czekał, aż ukochany sam wyjawi mu powody swoich obaw przed wizytą w ośrodku. Miał wrażenie, że pod przykrymi wspomnieniami związanymi z tym miejscem, kryło się znacznie coś więcej.
- Kochanie, jak będziemy przejeżdżać koło jakiejś kwiaciarni, zatrzymaj mi się - poprosił Tommy.
- Chcesz komuś kupić kwiaty? To miłe - odpowiedział Adam.
- To na czyjś grób - powiedział chłodno blondyn. Ton jego głosu zdradzał, że nie ma ochoty na dłuższe tłumaczenia.

Wokalista nie zareagował. Prędzej czy później wiedział, że jego ukochany pęknie i wszystko mu powie. A on wtedy po prostu przy nim będzie i go wysłucha. Bezduszne słowo "grób", wprowadziło dosłownie grobową atmosferę w aucie. Wszyscy milczeli, pogrążeni w swoich myślach. Adam położył dłoń na dłoni Tommy'ego. Była chłodna. Delikatnie kciukiem zaczął pocierać jego skórę. Blondyn po chwili ścisnął jego rękę.
- Dziękuje ci, że jesteś - wyszeptał, patrząc na czarnowłosego. Ten uśmiechnął się i zacisnął swoją dłoń. W pewnych chwilach słowa były zbędne. Ci dwaj, tak bliscy sobie mężczyźni, rozumieli się bez słów.

Do ośrodka był spory kawałek drogi. Dwie godziny jazdy samochodem. Większość trasy mieli już za sobą. Adam co chwilę zerkał na ukochanego, mając wrażenie, że ten coraz bardziej się denerwuje. Po chwili gwałtownie zahamował zatrzymując się pod kwiaciarnią. Blondyn ocknął się z zamyślenia.
- Zaraz wrócę - powiedział i wysiadł z auta.

Kiedy wszedł do pomieszczenia uderzył go intensywny kwiatowy zapach. Miła kwiaciarka uśmiechnęła się zza lady - W czymś mogę pomóc? - spytała .
Basista rozejrzał się dookoła. Jego uwagę przykuły żółte tulipany.Idealne...pomyślał.
- Dwadzieścia sztuk, o tych tam - powiedział, wskazując palcem na kwiaty- Bez przybrania, proszę je tylko związać tasiemką.
Kobieta spełniła prośbę mężczyzny, który po chwili wyszedł z bukietem kwiatów.
- Piękne - powiedział Adam, a blondyn tylko się uśmiechnął.
Lambert spojrzał na GPS - Jesteśmy już  blisko. Jeszcze jakiś kilometr.
- Kochanie - zaczął Tommy - Wy wysiądziecie pod ośrodkiem, a ja do was dołączę za jakieś półgodziny, dobrze?
- Nie chcesz żebym był przy tobie. Rozumiem, że idziesz na jakiś cmentarz?
- Tak i chce być sam.

Adam pokiwał tylko głową. Po kilku minutach podjechali pod ogromną bramę. Wokalista zadzwonił domofonem, przedstawił się i po chwili byli już na terenie ośrodka. Spojrzał w stronę odjeżdżającego, ukochanego mężczyzny. Miał nadzieję, że za chwilę wróci. Neil też. Czarnowłosy spojrzał na brata - Ładnie tu.

Takie odczucia miał praktycznie każdy, kto przyjeżdżał do tego miejsca. Ośrodek położony był z dala od miasta, wśród zieleni. Stojąc na schodach można było zobaczyć ogromne jezioro i drewnianą kładkę. Nad brzegiem rosły wierzby płaczące. Dookoła było naprawdę dużo przestrzeni.
- Wejdzmy do środka- powiedział Adam.

Na recepcji siedziała starsza pani. Bardzo ciepło uśmiechnęła się do mężczyzn.
- Dzień dobry. Nazywam się Adam Lambert, a to mój brat Neil. Mieliśmy tu dzisiaj przyjechać.
- Bardzo mi miło, Rose - odpowiedziała kobieta - Tu są dokumenty, które musicie wypełnić. Zadzwonię po dyrektora, prosił bym go poinformował jak przyjedziecie.
- Panie dyrektorze przyjechał pan Neil Lambert. Tak, rozumiem. Nie, nie ma z nimi Tommy'ego. Dobrze, przekaże im.
Kobieta spojrzał na Adama, który starał się wypełniać poszczególne rubryki - Tommy zaraz przyjdzie. Poszedł na jakiś cmentarz.
Momentalnie uśmiech znikł z twarzy Rose. Głośno westchnęła - Myślałam, że już zapomniał o tym. Ale może jest mu to potrzebne.
- Nie bardzo rozumiem - powiedział zaskoczony Adam - Kogo on tam odwiedza?
- Amy, jedną z naszych podopiecznych. To smutna historia. Ale proszę wybaczyć, skoro pan o niczym nie wie, nie powinnam mówić.
- Tommy opowiadał mi o leczeniu tutaj, ale o reszcie raczej milczy. Czasem nie wiem jak mu pomóc...
- Jest pan dobrym przyjacielem, jak będzie chciał to powie. A jeśli nie, to lepiej przeszłość zostawić w sferze wspomnień.
- Może ma pani rację. Ale trudno patrzeć na cierpienie ukochanej osoby.
Kobieta zdziwiła się, słysząc słowa Lamberta, ale nie skomentowała ich. To w końcu nie była jej sprawa.
Kiedy wokalista oddał wypełnione dokumenty, Rose kazał im iść na pierwsze piętro do pokoju 29, gdzie czekał na nich dyrektor.

Tommy zatrzymał się na parkingu, koło małego cmentarza. Rozejrzał się dookoła. Musiał przyznać, że przez te ostatnie 10 lat przybyło trochę mogił. Był to dla niego bardzo smutny widok. Szedł wąskimi alejkami, mijając kolejne  nagrobki. Chociaż szedł tą drogą tylko raz, doskonale wiedział dokąd podążać. Po kilkunastu krokach dotarł do celu . Spojrzał na grafitowy nagrobek, delikatnie pokryty z jednej strony mchem. Był bardzo zadbany i leżały na nim świeże kwiaty, co z jednej strony ucieszyło, ale i zaskoczyło basistę. Palący się znicz dawał złudne poczucie ciepła. Położył dłoń na chłodnym kamieniu. Czuł jak jego serce przyśpiesza, a oddech staje gwałtowny. Spojrzał na napis " Tu spoczywa Amy. Żyła 18 lat. Walczyła do końca"
Jego dłoń zacisnęła się. Poczuł przypływ dawnych, negatywnych emocji. Złość, żal, gniew.
- Nie musiałaś umierać - wyszeptał.
Położył kwiaty na granitowym nagrobku.
- Przepraszam cię za wszystko.

W tej chwili tylko tyle był w stanie powiedzieć. Kilka łez spłynęło po jego policzkach. Chłodny wiatr wstrząsnął jego ciałem. Na chwilę zamknął oczy i przywołał na pamięć obraz uśmiechniętej, rudowłosej dziewczyny. Uśmiechnął się w myślach do niej. Obraz zaczął się rozmywać, a zastąpił go błękit oczu ukochanego mężczyzny. Tommy czuł, że jest gotowy na przyszłość z Adamem, pozostawiając za sobą przeszłość. Wrócił do ośrodka.

Adam z Neilem siedzieli w gabinecie dyrektora. Mężczyzna stojąc przy oknie tłumaczył im zasady leczenia i przebywania w ośrodku. Atmosfera była miła, chociaż widać było, że Neil jest kłębkiem nerwów.
- Najważniejsze, że zdecydowałeś się na leczenie - powiedział Camp - To daje duże szanse na powodzenie. Chęci to pierwszy i najważniejszy krok w walce z nałogiem. Zapewniam cię, że my...- nagle przerwał i intensywnie wpatrywał się w coś za oknem. Westchnął kilka razy, widząc blondyna stojącego przed wejściem i bojącego się wejść do środka. Tommy chodził kilka razy wzdłuż schodów, szukając w sobie dostatecznie dużo siły, by pokonać wejściowe drzwi.
- Tommy jest na dole - powiedział dyrektor.
- Pójdę po niego - rzekł Adam i po chwili wyszedł z gabinetu. Zbiegł po schodach.
- Hej - rzucił w stronę blondyna i podszedł do niego. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale basista objął go mocno i wtulił się w niego. Cały drżał.
- Skarbie - wyszeptał wokalista - Dasz radę. Jesteś jednym z najsilniejszych facetów jakich znam. Po za tym jestem przy tobie. Kocham cię.

Tommy na chwilę spojrzał w jego oczy. Jak zawsze patrzył na niego ciepło i z miłością. Blondyn wiedział, że jest silny, bo ma go przy sobie. Pocałował ukochanego, rozkoszując się tą krótką, wspólną chwilą.

Po korytarzu rozniósł się radosny okrzyk Rose na widok Ratliffa. Kobieta objęła go i pocałowała kilka razy w policzek. Jej radość była ogromna i naprawdę szczera.
- Ale się zmieniłeś - powiedziała wciąż przytulając drobnego mężczyznę. Tommy uśmiechał się, ale co chwilę nerwowo spoglądał na wokalistę, szukając bezpiecznego punktu zaczepienia.
-Wyglądasz naprawdę dobrze, opowiadaj co u ciebie? - nalegała kobieta.
- Wszystko w porządku, Rose. Gram z Adamem w jego zespole, na gitarze basowej. Właśnie skończyliśmy trasę koncertową. A teraz zamieszkaliśmy w San Diego u jego rodziców.

Widząc zaskoczoną minę kobiety, złapał Adama za rękę i dodał z uśmiechem - To jedna ze zmian w moim życiu, najlepsza jaka mnie spotkała - powiedział i uśmiechnął się do ukochanego - Adam jest moim przyjacielem, ale i partnerem. Znalazłem przy nim to, czego szukałem przez całe życie.
Kobieta znów uścisnęła go z całych sił - Wiedziałam, że kiedyś mimo wszystko znów będziesz szczęśliwy.
Kilka łez spłynęło po jej policzkach .
- Kochanie, musimy iść do dyrektora. Neil u niego został - zakomunikował wokalista.
-Idźcie, porozmawiamy później - powiedziała Rose.

Po wejściu do gabinetu, na widok Tommy'ego, na twarzy Jacka Campa pojawił się uśmiech - Witaj Tommy.
Blondyn bez wahania podszedł do mężczyzny i go uściskał. Obaj cieszyli się z tego spotkania.
- Już omówiłem z Neilem szczegóły leczenia i pobytu w ośrodku. Możecie go odwiedzić dopiero za miesiąc. Jestem dobrej myśli. Chłopka chce cię leczyć, a to najważniejsze.
- Wiem, że to wbrew zasadom, ale czy mógłbym odprowadzić go do pokoju i trochę tam z nim posiedzieć za nim pojedziemy?
Dyrektor głośno westchnął - Dobrze Tommy, ale tylko ze względu na stare czasy. Tu macie klucze, pokój nr 10.
Camp chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwało mu pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedział mężczyzna.

Do gabinetu wszedł młody chłopak. Półdługie, ciemne włosy opadały mu na oczy. Miał na sobie jeansy i koszulę w kratkę, a na ramieniu przewieszoną czarną torbę.
- Jack ja na dziś skoń...- zamilkł w połowie zdania, kiedy jego wzrok padł na blondyna. W gabinecie zapanowała cisza. Camp nerwowo chrząknął .
- Tommy? - wyszeptał chłopak.
Basista wstał z krzesła. Podszedł do okna i stanął tyłem do wszystkich. Chociaż tak naprawdę chciał tylko uciec od nowo przybyłego mężczyzny.
- Eric, przyjdź później - poprosił dyrektor, ale on nie zareagował - Ratliff, wyjdź - powtórzył Camp. Mężczyzna w końcu posłuchał.
- Ratliff? - powtórzył Adam - Tommy, kto to był?
- To był mój...- blondyn westchnął i zamilkł.
- To jego młodszy brat. Leczył się kiedyś u nas, a teraz pracuje jako terapeuta i wychowawca.

Wokalista nie wiedział co powiedzieć. Był zmieszany i zaskoczony. Domyślał się, że to część przeszłości o jakiej ukochany nie chciał mu mówić. Ale dlaczego? Adam nie miał pojęcia, co mogłoby się takiego wydarzyć, by wymazać z pamięci swojego brata.
- Tommy zabierz Neila do pokoju, ja jeszcze porozmawiam z panem Lambertem - powiedział dyrektor.
Blondyn zatrzymał się na chwilę przy wokaliście- Wszystko wyjaśnię ci później.
Adam pokiwał głową i pocałował ukochanego. Po chwili dwaj mężczyźni opuścili pokój.

- Chciałbym omówić sprawę tego koncertu na rzecz ośrodka. Nie wiem, czy Tommy z panem rozmawiał?
- Tak, w sumie to wszystko już ustaliliśmy. Koncert odbędzie się w klubie Nokia. Właściciel jest odpowiedzialny za rozreklamowanie imprezy.Myślę, że będzie dobrze.
- Takie wsparcie się nam przyda - powiedział dyrektor - Potrzebujących wciąż przybywa, a funduszy nie.
- Rozumiem panie Camp. Bardzo się cieszę, że będę mógł wesprzeć was swoją muzyką. Jeśli to wszystko to już pójdę -rzekł wokalista.
- Trochę mi głupio - zaczął mówić dyrektor- Ale czy pan i Tommy jesteście razem?
- Tak, od kilku miesięcy. Wiem, że to dla wielu zaskoczenie, bo on do tej pory był tylko z kobietami, ale czasem uczucia nas zaskakują i wybierają dla nas partnerów, których byśmy się nie spodziewali. Ja wybrałem jego, a jego serce mnie pokochało bezgranicznie. Jesteśmy szczęśliwi ze sobą.
- Nawet nie wie pan, jak bardzo się cieszę. Tommy był i jest dla nas kimś ważnym w ośrodku. Miło patrzeć, że jest szczęśliwy.

Opuszczając gabinet dyrektora w głowie Adama kłębiło się wiele pytań. Wszystkie krążyły wokół Erica.