wtorek, 6 listopada 2012

48. Nie opuszczaj mnie

A oto i kolejny odcinek. Czuję, że zbliżamy się powoli do końca tej historii. Nie wiem ile jeszcze odcinków napiszę. Wszystko zależy od mojej weny. Dziękuje Wam za wsparcie i komentarze. Naprawdę to miłe, kiedy czytam, jak pochlebnie się wyrażacie o moich wypocinach. Nie wiem czy dzisiejszy odcinek Wam się spodoba, ale takie życie...
A i dzisiaj 6 listopada...Wszystkiego najlepszego Adam i Sauli z okazji 2 rocznicy.
Dziwne życzenia jak na blog o tej tematyce, ale tak mi się przypomniało.




Ostatnie co pamiętał to głośny huk, dotyk zimnego metalu i ciepło jakiejś cieczy, rozlewające się po jego twarzy.
- Tommy?- jęknął Adam, próbując spojrzeć na ukochanego. Z trudem dotknął dłonią jego ręki i delikatnie nią potrząsnął - Kochanie?

Ciężkie powieki, płytki oddech. Momenty świadomości przelatywały się z chwilami całkowitej pustki i ciemności. Dookoła panowała cisza, którą w pewnym momencie przerwały głosy obcych osób, dźwięk ciętego metalu. Lambert poczuł czyjeś ciepłe dłonie. Twarze były rozmazane, rzeczywistość nierealna. Kątem oka zobaczy jak bezwładne ciało Tommy'ego ktoś układa na noszach i wsuwa do karetki. On też po chwili znalazł się w ambulansie. I znów zapadła ciemność i cisza.

Adam obudził się w małej, szpitalnej sali. Ból rozsadzał mu głowę. Chciał się poruszyć, ale każdy ruch powodował cierpienie. Powoli otworzył oczy. Rozejrzał się dookoła, próbując się odnaleźć w zaistniałej sytuacji.
- Tommy- wyszeptał z trudem.
Na dźwięk jego głosu poruszyła się Leila, śpiąca obok na krześle. Czuwała przy synu całą noc.
- Adaś - powiedziała z radością w głosie. Pogładziła jego podrapany policzek - Ja się czujesz?

Odpowiedź na to pytanie była trudniejsza niż mogła zdawać sobie z tego sprawę. Fizycznie czuł się dobrze, ale ból psychiczny spowodowany niepewnością o los ukochanego, ogarniał go bezgranicznie.
- Mamo, co z Tommym?
Kobieta wzięła głęboki oddech.
- W sumie...yyyyyy, ja sama nie nie wiem, kochanie.Spytamy lekarza jak przyjdzie.
Adam nie zadowolił ta odpowiedź. Leila traktowała blondyna jak syna i na pewno zainteresowałaby się jego losem. Kłamać też nie potrafiła.
- Mamo, czy coś mu się stało? Powiedz mi, proszę.
Kobieta wstała z krzesła i nerwowo poprawiła kołdrę Adama. Nie patrzyła mu w oczy. Nie potrafiła.
- Kochanie, ja zaraz przyjdę, poczekaj - powiedziała w pośpiechu i nim Adam zdążył zareagować, wyszła z sali.

Czarnowłosy czuł, że jest źle. Pozostawało tylko pytanie, jak bardzo? Zachowanie matki poważnie go zaniepokoiło. Nie mógł się ruszyć, by pójść i dowiedzieć się osobiście. Czuł się zagubiony i osamotniony. Przyłożył dłoń do ust i zamknął powieki. Jego ramiona drgnęły pod naporem rozpaczy. Oczy wypełniły się łzami. Jedyny stały ląd w jego życiu, odpłynął w nieznanym kierunku.

Po chwili do sali wszedł Isaac. Gdyby jego twarz była zapisaną kartką, można byłoby w niej przeczytać najkoszmarniejsze historie. Usiadł koło Adama, który widząc jego minę, przestał oddychać. Brunet spojrzał na niego załzawionymi oczami. Wziął głęboki oddech. Szukał w swojej głowie odpowiednich słów, panowała tam tylko pustka.
- Isaac, co z Tommym?
 Brunet spuścił głowę. Położył dłoń na ręce Adama. Ten gest wywołał u Lamberta jeszcze większe uczucie niepokoju. Co musiało się stać, że Isaac zdobył się na coś takiego?
- Adam, nie wiem co mam ci powiedzieć. Tommy został przewieziony do innego szpitala na jakieś specjalistyczne badania. Lekarz powiedział, że...- Carpenter nie potrafił spokojnie o tym mówić. Głos zaczął mu drżeć, a ręka zacisnęła się na dłoni czarnowłosego.
- Lekarze nie wiedzą, co się z nim dzieje. Niby jest przytomny, ale nie ma z nim żadnego kontaktu. Nie reaguje na żadne bodźce.
- Widziałeś go?
- Tak, ale tylko przez chwilę. Był trochę poobijany. Nic poważnego, dlatego wszyscy są zdziwieni jego stanem. Za parę godzin wszystko się wyjaśni. Nie martw się. Ty też musisz teraz odpoczywać.
 Isaac wstał i podszedł do małego zlewu, w rogu sali. Odkręcił wodę i przemył twarz. Nie chciał, by Lambert dostrzegł łzy w jego oczach.
- To moja wina - wyszeptał Adam - Powinienem bardziej uważać, jak jadę.
Brunet usiadł ponownie przy łóżku.
- Nie mów tak. Tamten kierowca był pijany. Nie miałeś szans nawet zareagować. Nie zadręczaj się tym teraz.

Wokalista zacisnął dłonie na białej pościeli. Podkurczył nogi i oparł twarz na kolanach. Ból fizyczny nie miał już dla niego żadnego znaczenia. Psychiczne cierpienie ogarnęło go bezgranicznie. Łzy same spływały po jego policzkach, tworząc na białym materiale mokre plamy. Isaac położył dłoń na jego plecach i delikatnie je gładził. Sam już też nie miał siły bronić się przed płaczem.
- Będzie dobrze - wyszeptał przez łzy, wciąż dotykając Adama - Proszę cię przestań...
Usiadł na skaju łóżka i przyciągnął do siebie wokalistę. Czarnowłosy bezwładnie opadł w jego ramiona, wciąż zanosząc się łzami. Obaj cierpieli. Każdy z nich kochał blondyna, którego los był im teraz nieznany.

W małym, podmiejskim szpitalu, bezwładne ciało Tommy'ego było poddawane licznym badaniom. Odmierzano kolejne fiolki pobranej krwi. Rezonans, prześwietlenia, ukłucia. Cały sztab ludzi i maszyn był zaangażowany do poszukiwania przyczyny jego stanu. Mężczyzna słyszał głosy lekarzy, ale nie czuł nic. Nie mógł też na nic zareagować. Chciał krzyknąć, zapytać o Adama, cokolwiek. Ale wszystko było ponad jego siły i możliwości. Zamknięty w swoim ciele, skazany był na czekanie.
Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Adam? Strach i przerażenie ogarniały jego myśli.

Minuty zamieniały się w godziny oczekiwania. Adam nie mógł uporać się z natłokiem swych myśli i chaosem uczuć. Isaac co chwilę wychodził z pokoju w poszukiwaniu lekarza, by zaczerpnąć informacji o stanie przyjaciela. Ale usłyszeć mu dane było tylko " Proszę czekać cierpliwie".
- A gdzie Max?- zapytał Adam, przerywając ciszę panującą w pokoju.
- Przyjedzie później. Miał jechać na jakąś rozmowę w sprawie pracy. Chce zostać charakteryzatorem w teatrze.
- Zdolny z niego chłopak.
Isaac pokiwał tylko głową i uśmiechnął się. Obaj znów myślami powrócili do Tommy'ego.
Po chwili do sali weszła Brook i Monte.
- Adam, skarbie - powiedziała kobieta i przytuliła wokalistę, który jęknął pod wpływem jej uścisku - Jak się czujesz? Co z Tommym? Jak to się stało?
Wokalista delikatnie skołowany, słuchał kolejno padających pytań.
- Spokojnie, Brook - powiedział Isaac. Kobieta usiadła na skraju łóżka i pogładziła dłoń czarnowłosego.
- Nie można was zostawić samych nawet na jeden dzień? - zapytała.
Adam zmusił się do delikatnego uśmiechu, powstrzymując wciąż napływające łzy.
- Ja czuję się dobrze - powiedział Lambert - Czekamy na informację o Tommym. Zabrali go do innego szpitala na badania. Wszystko będzie dobrze.
Jego łagodny i spokojny ton zaskoczył Isaaca. Czuł, że Adam bardziej chce uspokoić siebie niż tancerkę. Chciał wierzyć w swoje słowa.
- Na pewno masz rację.
W oczekiwaniu na lekarza, nie mogli odnaleźć wspólnego tematu. Siedzieli, pogrążeni w swoich myślach i wspomnieniach.

Skrzypnięcie białych, salowych drzwi zwiastowało pojawienie się lekarza. Obok niego stała Leila. Zapłakana, spuchnięta, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Możemy porozmawiać? - zapytał lekarz.
Brook, Monte i Isaac wstali, by opuścić salę.
- Isaac, ty zostań - powiedział Adam. Mężczyzna ponownie usiadł na krześle przy łóżku.
- Pana wyniki są dobre. Założyliśmy kilka szwów na skroni. Uderzył pan w boczne drzwi i odłamki szkła poprzecinały skórę.
- Co z Tommy? - zapytał nerwowo. Tylko ta informacja go teraz interesowała.
- Pan Ratliff wrócił właśnie z badań. Jego stan jest dobry i stabilny. Nie ma zagrożenia życia.
Adam westchnął z ulgą - To wspaniale. Martwiłem się. Kiedy możemy opuścić szpital? - w jego głosie przebijała radość i nadzieja.
- Pan nawet jutro - usłyszał w odpowiedzi.
- A mój partner?
- Panie Lambert, szczegółowe badania wykazały, że pan Ratliff miał guza u podstawy kręgosłupa. Wiedzieliście o tym?
- Tommy skarżył się ostatnio na bóle pleców. Był umówiony na wizytę u lekarza. Ale nie wiedzieliśmy, że to guz - odpowiedział mu Isaac.
Lekarza westchnął i spojrzał na dokumentację trzymaną w dłoniach.
- Wskutek wypadku, guz pękł i uszkodził niektóre nerwy. Na chwilę obecną pan Ratliff jest sparaliżowany. Nie ma z nim żadnego kontaktu. Nie wiemy czy jest świadomy tego co się dzieje. Nie jesteśmy w stanie tego określić. Bardzo mi przykro.

Oddech Adama gwałtownie przyśpieszył. Dłonie zacisnęły się na białej pościeli, a z ust wydobył się cichy jęk. Poczuł ogarniającą go pustkę. Słyszał głos lekarza, ale żadne słowa nie docierały już do jego uszu. Świadomość, że jego ukochany jest sparaliżowany, odcięty od świata ogarnęła jego umysł. Opadł na łóżku czując, jak zaczerpnięcie kolejnego oddechu przychodzi mu coraz trudniej. Jego dłoń odnalazła rękę Isaaca i instynktownie ją ścisnęła. Tak naprawdę tylko brunet mógł zrozumieć co on w tej chwili czuje. Perkusista zachowując reszty trzeźwego myślenia, zadał jeszcze jedno pytanie - Czy on z tego wyjdzie?
Lekarz wzruszył ramionami - Nie stwierdziliśmy trwałego uszkodzenia rdzenia kręgowego. Ten stan wydaję się być przejściowy, ale czy i kiedy pan Ratliff odzyska sprawność, nie jestem wstanie powiedzieć.
Te słowa całkowicie dobiły Adama. Tląca się w jego sercu nadzieja, została właśnie zdeptana .
- I jeszcze jedno - powiedział lekarze - Czy on ma jakąś rodzinę?
- Nie - powiedział Isaac.
Wokalista słysząc pytanie i odpowiedz jakie padły, oprzytomniał na chwilę.
- Ma...ma brata.
- To proszę go tu ściągnąć jak najszybciej. W świetle prawa tylko rodzina może podejmować decyzje dotyczące leczenia. Przykro mi.
Po chwili lekarz opuścił salę.
- Nie wiem co robić - wyszeptał Adam.
- Jaki brat? - spytał dopiero po chwili Isaac, który nie mógł uwierzyć w to co słyszy.
- W ośrodku na narkomanów pracuje jego brat. Razem tam trafili ale potem...To długa historia. Nie żyją w dobrych stosunkach, ale muszę go tu ściągnąć. Może da mi pełnomocnictwo, bym mógł podejmować decyzje, a sam pójdzie w swoją drogę. Nie mogę przecież powierzyć życia Tommy'ego w ręce obcej osoby. Isaac pomóż mi.
Brunet przytulił wokalistę i westchnął - Skoro możesz jutro już wyjść, pojedziemy razem do tego ośrodka i porozmawiamy z nim. To jego brat. Na pewno zgodzi się pomóc.
- Nie byłbym taki pewny - odpowiedział Adam z rezygnacją w głosie - Oni się nienawidzą. A teraz zabierze mnie to Tommy'ego.
- Chodź, pomogę ci wstać.
Po kilku nieudanych próbach, Lambert w końcu wstał na nogi. Powoli ruszyli w kierunku sali, w której leżał blondyn. Obaj z brunetem bali się tego co tam zastaną, ale chęć zobaczenia ukochanego i przyjaciela w jednej osobie, była silniejsza.

Małą białą, salę wypełniał dźwięk różnych maszyn. Tommy leżał pogrążony w głębokim śnie, z którego chyba nic nie było wstanie go wybudzić. Adam usiadł obok niego i położył dłoń na jego klatce piersiowej. Rytm jego serce był spokojny i jednostajny. Lambert pogładził go po policzku. Jedyne co teraz pragnął to spojrzeć w jego miodowo-brązowe, w których zakochany był bezgranicznie.
- Kochanie, słyszysz mnie? - wyszeptał, zaciskając dłoń na dłoni ukochanego - Proszę cię daj mi jakiś znak, cokolwiek, bym tylko wiedział, że moje słowa do ciebie docierają. Błagam cię, Tommy .

Łzy spływały mu po policzkach. Położył głowę na jego ramieniu. Adam drżał, cicho łkając. Jeszcze nigdy nie byli ze sobą tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Blondyn zdawał się być pogrążony w mrokach głębokiego snu.
Isaac położył dłoń na ramieniu Adama - Na pewno cię słyszy. Twój głos jest jedynym, który może przebić się teraz do niego. Nie płacz...
Ale teraz żadne słowa nie były wstanie dotrzeć do czarnowłosego. Pierwszy raz przy Tommym, poczuł się taki samotny i bezradny. Wtulił się w ukochanego. Pozwolił, żeby łzy przenikały przez cienki materiał szpitalnej piżamy i spływały po skórze blondyna.

Kochanie, słyszę cię. Skarbie ! - krzyczał Tommy. Ale jego głos słyszalny był tylko w jego głowie.
- Błagam cię nie płacz, jestem tu.
Chciał poruszyć dłonią, otworzyć oczy, zrobić cokolwiek, by zapewnić mężczyznę o swojej obecności.

- Nie opuszczaj mnie - wyszeptał Adam.

- Nie opuszczę cię nigdy...Adam, słyszysz nigdy. Boże... - Czuł przytłaczający go ciężar, ogarniającej go bezradności i nie mocy. Serce mu krwawiło widząc rozpacz wokalisty. Tak bardzo chciał go przytulić. Ukoić jego ból swoim ciepłym głosem. Ale jego ciało jeszcze nigdy nie było tak ciężkie. Umysł nie miał żadnej kontroli nad najmniejszym organem.
- Nie chce tak żyć... - pomyślał Tommy, widząc jak Isaac siada obok i przyciąga do siebie Adama.



5 komentarzy:

  1. Ten odcinek jest wręcz przerażający...
    Ten guz i paraliż Tommy'ego... :( Wyjdzie z tego?
    Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja i tak wiem, że Tommy z tego wyjdzie i to zapewne dzięki Adamowi. Taka miłość przetrwa wszystko, czuję to.

    PS. Taka mała uwaga "sam pójdzie w swoją drogę" - mówi się "w swoją stronę", a nie drogę. Tak rzuciło mi się w oczy. Poza tym super, jak zawsze. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak - pisz więcej, to nie może byc juz koniec. Kitty nie rób mi tego;( Rozdział jak zwykle rewelacyjny, czekam z niecierpliwością na kolejny ;p
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. nie kończ historii!!! to by było straszne... :( rozdział suuuper!!! emocje sięgają zenitu nie mogę się doczekać następnego rozdziału i dowiedzieć się co się stało z biednym tommy'm... miłość zawsze wygrywa i pewnie z tego wyjdzie... (oby... ;) ) czekam z niecierpliwością jak adam czeka na tommy'ego ;) pozdro

    OdpowiedzUsuń
  5. pytanie z innej beczki, adam i saul ... życzenia z okazji 2 rocznicy... czego? ślubu?

    OdpowiedzUsuń