wtorek, 23 października 2012

47.Prawda o mnie

Kochani, coś coraz trudniej idzie mi pisanie. Wena mnie opuściła. Dziękuję Wam za komentarze. Motywujecie mnie do dalszego pisania. Przepraszam za małe opóźnienia ostatnio, ale postaram się to nadgonić. Nie wiem czy ten odcinek spełni wasze oczekiwania, co do rozwoju akcji...Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuje, że wciąż tu zaglądacie i jesteście ze mną. Liczba wejść na stronę wywołuje uśmiech na mojej twarzy.



Tommy i Neil weszli do małego, jednoosobowego pokoju. Urządzony był przytulnie. Pewnie to miało rekompensować koszmar, jaki czekał pacjenta. Lambert położył walizkę na łóżku i głośno westchnął. Podszedł do okna, z którego widać było jezioro. Kilka kaczek pływało po spokojniej tafli wody. Blondyn podszedł do niego i położył dłonie na jego barkach. Delikatnie je zacisnął. Brunet znów westchnął i zadrżał - Dziękuję ci, że tu ze mną jesteś. Rozumiesz co teraz czuje i co mnie czeka. Tommy jestem przerażony. Ty z Adamem zaraz pojedziecie, a ja zostanę tu sam. Boję się.

Tommy potarł dłońmi jego ramiona - Pamiętaj, że każdy nawet najgorszy koszmar, kiedyś się kończy. Wtedy będziesz wolny od tego wszystkiego i dumny z siebie, że dałeś radę. Ja i Adam zawsze będziemy przy tobie, kiedy to tylko będzie możliwe.

Po chwili do pokoju wszedł Adam - Dyrektor kazał nam się pospieszyć.
Podszedł do Neila i uścisnął go mocno. Młodszy z braci rozpłakał się, zaciskając swoje dłonie na kurtce wokalisty. Czarnowłosy sam z trudem powstrzymywał łzy - Będzie dobrze, dasz radę braciszku. Kocham cię.
- Ja ciebie też - wyszeptał Neil. Stali tak dłuższą chwilą, chłonąc swoją braterską bliskość. Żegnali się ze sobą, ale też zapewniali o swojej ciągłej obecności, w sercu i w myślach.

Tommy pragnął jak najszybciej opuścić ośrodek. Chwilowe spotkanie z Ericiem, wytrąciło go z równowagi. Starał się tego nie pokazywać, ale Adam znał go zbyt dobrze.
- Pójdziemy na spacer? - zapytał wokalista, kiedy wyszli z ośrodka.
- Możemy iść nad jezioro - powiedział blondyn.

Kolorowe liście ozdabiały spokojną taflę wody. Czasem tylko nagły zryw stada kaczek, mącił spokój panujący w tym miejscu. Tommy oparł się o jedną z wierzb płaczących i westchnął. Adam objął go czule i pocałował w policzek. Drobne ciało basisty drżało z zimna.
- Kiedy tu byłem, uwielbiałem przesiadywać na tych drzewach. Można było schować się w ich gałęziach, szukając chwili dla siebie. Praktycznie przychodziłem tu każdego dnia z... Amy.

Tommy wziął kilka głębokich wdechów. Adam przytulił go jeszcze mocnej, zapewniając o swojej bliskości -  Mów skarbie.
- Trafiliśmy do ośrodka w podobnym czasie. Była młodsza ode mnie o rok. Miała cudowne, rude włosy i piękny uśmiech. Pokochałem ją do szaleństwa. Każda chwila z nią byłą dla mnie bezcenna. Nie wiesz jak to jest. Trafić do takiego miejsca, bez szans na przyszłość i znaleźć miłość. Potrzebowałem jej jak powietrza, by żyć.Wiedziałem, że dzięki niej i dla niej wyzdrowieje. Ona też chciała uporać się z tym wszystkim, ale była taka krucha i delikatna. Zawsze chciała bym był obok. Potrzebowała mojego wsparcia. A potem wszystko się posypało...Musiałem opuścić ośrodek na jakiś czas. Naprawdę musiałem. Zostawiłem ją pod opieką Erica. A tak, nie wspomniałem o nim. To mój młodszy brat. Trafiliśmy tu razem. To długa historia.

Lambert stanął przodem do ukochanego i mocno go pocałował. Widział jaką trudność sprawia mu mówienie o tych sprawach - Kochanie, ja mam czas - wyszeptał - Całe życie przy tobie...

Tommy uśmiechnął się. Czuł, że to doby moment, by wyznać wokaliście prawdę i zrobić krok w przód.
- Wiesz, że mój tata zmarł kiedy miałem trzynaście lat. Byliśmy z Erickiem bardzo z nim związani. Kochał nas bardzo. Jego śmierć była dla nas tragedią. Ból, który czuliśmy był nie do opisania i nie do zagłuszenia. Ale mieliśmy siebie i mamę. Radziliśmy sobie. Po ośmiu miesiącach mama wyszła drugi raz za mąż. Steve na początku był miły, starał się, ale kiedy mama została już jego żoną, pokazał nam prawdziwe oblicze. Nie traktował nas jak synów. Wciąż krzyczał, czepiał się o drobiazgi. I zaczął nas bić. Ale nie tak jak rodzice biją dzieci, bo były niegrzeczne. To nie były klapsy czy kilka uderzeń pasem. Może i czasem zasługiwaliśmy na lanie. Czternastolatek i dwunastolatek nie grzeszą rozumem. Robiliśmy różne głupoty. Pamiętam pierwszy raz, kiedy nas pobił. Mama była na nocce, sprzątała hotele. Nie wiem za co, po protu wpadł w szał. Wszedł do nas do pokoju i złapał Erica za ubranie. Ten tylko zdążył krzyknąć, kiedy Steve zrzucił go ze schodów. Był  żołnierzem. Nie mieliśmy z nim szans, nawet we dwóch. Próbowałem go odciągnąć od nieprzytomnego brata, ale ten zadawał mu kolejne ciosy pięściami. Adam, krew była wszędzie. Na podłodze, na ścianach i schodach. Potem przyszła kolej na mnie. Złapał mnie i uderzył moją głową o ścianę. Zamroczyło mnie. Nie miałem siły bronić się przed kolejnymi ciosami. Czasem kiedy tak leżeliśmy na podłodze, pobici i bezsilny, brał butelkę wódki, wypijał trochę, a resztą polewał nasze rany. Nie wiem, który ból był gorszy, ciosów czy żrącego alkoholu...

Adam nie wiedział co powiedzieć. Łzy spływały po jego policzkach - Boże, skarbie...- wyszeptał. Złapał w dłonie jego twarz i otarł spływające słone krople. Czuł jak serce mu pęka.

- Kiedyś z Ericiem poszliśmy na imprezę do starszych chłopków ze szkoły. Był alkohol, ale i narkotyki. Ktoś dał nam coś zapalić, potem połknęliśmy jakieś tabletki. Ledwo trafiliśmy do domu. Oczywiście Steve na nas czekał. I znów się zaczęło, ale tym razem Adam było inaczej. Ciosy już tak nie bolały, wódka nie paliła, papierosy nie przypalały. Rozumiesz? Byliśmy tak otumanieni narkotykami, że nie czuliśmy bólu, jaki on nam sprawiał. I tak znaleźliśmy sposób na radzenie sobie z przemocą w domu. Zaczęliśmy ćpać, by zapomnieć, by nie cierpieć, nie czuć bólu. A potem braliśmy już, by brać. Nie mogliśmy bez tego żyć. Nasze życie zaczęło się toczyć po równi pochyłej. Zaczęliśmy kraść, by mieć na narkotyki. W końcu nas złapali i dali nam wybór, albo poprawczak ,albo leczenie tutaj. Wybraliśmy leczenie.
- I słusznie kochanie. A co na to wszystko wasza mama? Nie broniła was?- zapytał Adam.

Tommy westchnął - Ona...sam nie wiem. Bała się go albo samotności. Broniła nas, ale co ona mogła. Chyba go kochała i nie umiała wybrać między nami a nim. Niem mieliśmy do niej żalu. Dużo wycierpiała w życiu.
- To jej nie tłumaczy - odpowiedział Adam - To obowiązek każdej matki, chronić swoje dzieci.
- Adam, nie wszystkie matki są jak Leila. Zrozum to.
- A powinny - dodał ciszej wokalista - A co z tą Amy?
- Po dwóch latach w ośrodku, pokochałem ją do szaleństwa. Wierzyłem, że razem z stamtąd wyjdziemy i  będziemy razem. Była dla mnie całym światem. Pierwszą, wielką miłością. Pewnego dnia zadzwoniła mama. Płakała. Steve ją pobił. Błagała mnie o pomoc. Adam, ja nie mogłem jej odmówić. Nie informując nikogo uciekłem z ośrodka. Musiałem jej pomóc. Napisałem Ericowi, żeby się opiekował Amy. Nic więcej nie powiedziałem. Nie chciałem, by martwił się sytuacją w domu. Nie było mnie może dwa, trzy tygodnie. Ktoś zadzwonił z ośrodka do mojego domu. Powiedzieli matce, że jeżeli wie gdzie jestem to niech mi przekaże, że powinienem wrócić, że Eric i Amy...

Blondynowi załamał się głos. Stare rany zaczęły otwierać na nowo.Dawno skrywane uczucia, wróciły powodując ogromny ból. Ratliff wtulał się w Adama, szukając ukojenia. Najgorsze słowa miał dopiero wypowiedzieć.

- Jeden z nowych pacjentów przemycił do ośrodka narkotyki. Towar z nie sprawdzonego źródła. W nocy zrobili w piwnicy imprezę, o ile tak można nazwać wielkie ćpanie. Nie wiem co podkusiło mojego brata i Amy, żeby tam pójść. Ciekawość czy skrywana słabość i pragnienia? Dla mnie głupota. Eric miał 16 lat, łatwo uległ pokusie, a Amy...To moja wina. Ona po moim zniknięciu była zagubiona. Chciała zapomnieć, ukoić zbolałe serce. Nie wiem skąd mieli alkohol. Ktoś miał kamerę. Nagrali całą imprezę...Widziałem ten film, Adam. Patrzyłem na ekran i widziałem, jak jeden z nich nagrywa śmierć Amy. Siedziała na podłodze, oparta o ścianę. Na początku uśmiechała się. Potem powoli życie zaczęło z niej uciekać. Jej brązowe oczy rozbiły się mętne, a skóra bledsza. Po policzkach płynęły łzy, jakby czuła, że odchodzi. Widziałem jak jej klatka piersiowa unosi się coraz wolniej. Potem jej ciało kilka razy przeszły dreszcze. Oddała ostatni oddech. Wszyscy byli zbyt naćpani, by jakoś zareagować. Rozumiesz? Nikt jej nie pomógł, pozwolili jej umrzeć. W tej ciemnej, zimnej piwnicy. Nie jestem w stanie ci opisać, co wtedy czułem. Miałem wrażenie, że umarłem razem z nią, a na pewno umarło moje serce. A to co z niego zostało, zapałało nienawiścią do Erica. Miał ją chronić, pilnować, a on pozwolił jej tam umrzeć. Nie potrafiłem mu tego wybaczyć. Wróciłem do ośrodka tylko na jej pogrzeb. W tym dniu moje życie straciło dla mnie sens. To wszystko na tyle mną wstrząsnęło, że już nigdy nawet nie pomyślałem o braniu. A Eric...Ostatnie słowa jakie go niego wypowiedziałem to " Zawiodłeś mnie, to wszystko twoja wina. Nienawidzę cię, nie mam już brata". Nigdy więcej moja noga nie powstała w tym miejscu. Ale nie tylko jemu nie potrafiłem wybaczyć, sobie też. Gdybym wtedy zachował się inaczej, wszystko powiedział, wyjaśnił, zapewnił, że wrócę, może wszystko potoczyłoby się inaczej.

-  Tego nie możesz być pewien, skarbie. Nie wiń siebie. Każdy z was toczył swoją walkę z narkotykami. Amy ją przegrała i to nie była twoja wina. I wiem, że Erica też nie. On miał tylko 16 lat. Sam potrzebował jeszcze opieki i wsparcia.

Tommy westchnął. Nie mógł nie zgodzić się ze słowami ukochanego, chodź było to bardzo trudne - Wiem o tym. Oboje mnie potrzebowali, a ja ich zawiodłem. Z czasem nienawiść do brata zaczęła maleć, ale za dużo złych wspomnień się z nim wiązało. Kiedy na niego patrzę, widzę ją i ból znów powraca. Po za tym skrzywdziłem go znikając na tyle lat i zostawiając go samego. Nie potrafiłbym tego teraz naprawić.
- A chciałbyś? - zapytał czarnowłosy.
- Kiedyś go bardzo kochałem, oddałbym za niego życie. Ale teraz nie wiem. Nie umiem ci odpowiedzieć. Najważniejsze, że mam ciebie. Dobrze, że w końcu powiedziałem ci wszystko.
- We dwóch jest łatwiej radzić sobie z problemami. A ja chce dzielić z tobą wszystko, złe i dobre rzeczy.
- Umarłbym bez ciebie...- wyszeptał Tommy - Po stracie Amy myślałem, że już nikogo nie pokocham. Rzuciłem się w wir muzyki, a ból psychiczny koiłem fizycznym, robiąc kolejne tatuaże. I po 10 latach spotkałem ciebie. Znalazłem swoje miejsce u twojego boku i znów poczułem co to miłość. Ale to inne uczucie, niż to co czułem do Amy. Teraz stoję twardo na ziemi. Wiem, że związek dwojga ludzi to nie tylko droga usłana różami, ale ciężka praca. Nie ma tu miejsca na kłamstwa, ale prawdę i zrozumienie.
- A jakieś pozytywne rzeczy dostrzegasz?- zaśmiał się Adam.
- Ciebie...Kocham cię - powiedział, wpatrując się w błękitne oczy ukochanego.
- Ja ciebie też, Tommy. Wracajmy już do domu.

Wsiedli do swojego samochodu i powoli ruszyli przed siebie. Zamknęli za sobą pewien rozdział. Nie było już między nimi kłamstw i niedomówień. Ten dzień wiele zmienił. Dla każdego z nich miał inne znaczenie.  Ale obaj byli pewni, że jeszcze mocnej ich do siebie przybliżył. Adam ściskał dłoń ukochanego, uśmiechając się do niego. Kiedy wyjechali za bramę, blondyn nachylił się, by pocałował wokalistę. Żaden z nich nie zauważył, nadjeżdżającego od strony blondyna, samochodu.

poniedziałek, 22 października 2012

46. Ośrodek

- Kochanie, jedz śniadanie - ponaglał Adam Tommy'ego, ale ten tylko siedział na kubkiem kawy, błądząc gdzieś myślami. Wokalista podszedł do niego od tyłu i położył dłonie na jego ramionach. Delikatnie zaczął je masować - Jeśli nie chcesz, nie jedź z nami. Nie mogę patrzeć na to, jak się męczysz.

Tommy pogłaskał dłoń ukochanego i głośno westchnął - Neil chce żebym pojechał. Obiecałem mu to.
Czarnowłosy objął go mocno i pocałował w policzek - Będę przy tobie skarbie. Kocham cię.
Blondyn uśmiechnął się. Wiedział, że bez wsparcia Adama nie dałby sobie rady. Po tym wszystkim, co razem przeszli czuł, że może na nim bezgranicznie polegać.

Neil zniósł walizkę ze swoimi rzeczami. Leila stała w przedpokoju. Starał się nie płakać, ale każde spojrzenie skierowane na młodszego syna, wywoływało falę łez. Kobieta przytuliła go - Kochanie bądź dzielny. Pamiętaj, że bardzo cię kochamy i możesz na nas liczyć. Wierzymy z tatą, że dasz radę.
Eber poklepał syna po ramieniu - Jestem z ciebie dumny, że zdecydowałeś się na leczenie. Będziemy z tobą myślami.

Mężczyźni powoli ruszyli w stronę samochodu. Tommy milczał. Adam patrząc na niego, zaciskał zęby. Cierpiał widząc basistę w takim stanie, ale nie chciał go ciągnąć za język. Czekał, aż ukochany sam wyjawi mu powody swoich obaw przed wizytą w ośrodku. Miał wrażenie, że pod przykrymi wspomnieniami związanymi z tym miejscem, kryło się znacznie coś więcej.
- Kochanie, jak będziemy przejeżdżać koło jakiejś kwiaciarni, zatrzymaj mi się - poprosił Tommy.
- Chcesz komuś kupić kwiaty? To miłe - odpowiedział Adam.
- To na czyjś grób - powiedział chłodno blondyn. Ton jego głosu zdradzał, że nie ma ochoty na dłuższe tłumaczenia.

Wokalista nie zareagował. Prędzej czy później wiedział, że jego ukochany pęknie i wszystko mu powie. A on wtedy po prostu przy nim będzie i go wysłucha. Bezduszne słowo "grób", wprowadziło dosłownie grobową atmosferę w aucie. Wszyscy milczeli, pogrążeni w swoich myślach. Adam położył dłoń na dłoni Tommy'ego. Była chłodna. Delikatnie kciukiem zaczął pocierać jego skórę. Blondyn po chwili ścisnął jego rękę.
- Dziękuje ci, że jesteś - wyszeptał, patrząc na czarnowłosego. Ten uśmiechnął się i zacisnął swoją dłoń. W pewnych chwilach słowa były zbędne. Ci dwaj, tak bliscy sobie mężczyźni, rozumieli się bez słów.

Do ośrodka był spory kawałek drogi. Dwie godziny jazdy samochodem. Większość trasy mieli już za sobą. Adam co chwilę zerkał na ukochanego, mając wrażenie, że ten coraz bardziej się denerwuje. Po chwili gwałtownie zahamował zatrzymując się pod kwiaciarnią. Blondyn ocknął się z zamyślenia.
- Zaraz wrócę - powiedział i wysiadł z auta.

Kiedy wszedł do pomieszczenia uderzył go intensywny kwiatowy zapach. Miła kwiaciarka uśmiechnęła się zza lady - W czymś mogę pomóc? - spytała .
Basista rozejrzał się dookoła. Jego uwagę przykuły żółte tulipany.Idealne...pomyślał.
- Dwadzieścia sztuk, o tych tam - powiedział, wskazując palcem na kwiaty- Bez przybrania, proszę je tylko związać tasiemką.
Kobieta spełniła prośbę mężczyzny, który po chwili wyszedł z bukietem kwiatów.
- Piękne - powiedział Adam, a blondyn tylko się uśmiechnął.
Lambert spojrzał na GPS - Jesteśmy już  blisko. Jeszcze jakiś kilometr.
- Kochanie - zaczął Tommy - Wy wysiądziecie pod ośrodkiem, a ja do was dołączę za jakieś półgodziny, dobrze?
- Nie chcesz żebym był przy tobie. Rozumiem, że idziesz na jakiś cmentarz?
- Tak i chce być sam.

Adam pokiwał tylko głową. Po kilku minutach podjechali pod ogromną bramę. Wokalista zadzwonił domofonem, przedstawił się i po chwili byli już na terenie ośrodka. Spojrzał w stronę odjeżdżającego, ukochanego mężczyzny. Miał nadzieję, że za chwilę wróci. Neil też. Czarnowłosy spojrzał na brata - Ładnie tu.

Takie odczucia miał praktycznie każdy, kto przyjeżdżał do tego miejsca. Ośrodek położony był z dala od miasta, wśród zieleni. Stojąc na schodach można było zobaczyć ogromne jezioro i drewnianą kładkę. Nad brzegiem rosły wierzby płaczące. Dookoła było naprawdę dużo przestrzeni.
- Wejdzmy do środka- powiedział Adam.

Na recepcji siedziała starsza pani. Bardzo ciepło uśmiechnęła się do mężczyzn.
- Dzień dobry. Nazywam się Adam Lambert, a to mój brat Neil. Mieliśmy tu dzisiaj przyjechać.
- Bardzo mi miło, Rose - odpowiedziała kobieta - Tu są dokumenty, które musicie wypełnić. Zadzwonię po dyrektora, prosił bym go poinformował jak przyjedziecie.
- Panie dyrektorze przyjechał pan Neil Lambert. Tak, rozumiem. Nie, nie ma z nimi Tommy'ego. Dobrze, przekaże im.
Kobieta spojrzał na Adama, który starał się wypełniać poszczególne rubryki - Tommy zaraz przyjdzie. Poszedł na jakiś cmentarz.
Momentalnie uśmiech znikł z twarzy Rose. Głośno westchnęła - Myślałam, że już zapomniał o tym. Ale może jest mu to potrzebne.
- Nie bardzo rozumiem - powiedział zaskoczony Adam - Kogo on tam odwiedza?
- Amy, jedną z naszych podopiecznych. To smutna historia. Ale proszę wybaczyć, skoro pan o niczym nie wie, nie powinnam mówić.
- Tommy opowiadał mi o leczeniu tutaj, ale o reszcie raczej milczy. Czasem nie wiem jak mu pomóc...
- Jest pan dobrym przyjacielem, jak będzie chciał to powie. A jeśli nie, to lepiej przeszłość zostawić w sferze wspomnień.
- Może ma pani rację. Ale trudno patrzeć na cierpienie ukochanej osoby.
Kobieta zdziwiła się, słysząc słowa Lamberta, ale nie skomentowała ich. To w końcu nie była jej sprawa.
Kiedy wokalista oddał wypełnione dokumenty, Rose kazał im iść na pierwsze piętro do pokoju 29, gdzie czekał na nich dyrektor.

Tommy zatrzymał się na parkingu, koło małego cmentarza. Rozejrzał się dookoła. Musiał przyznać, że przez te ostatnie 10 lat przybyło trochę mogił. Był to dla niego bardzo smutny widok. Szedł wąskimi alejkami, mijając kolejne  nagrobki. Chociaż szedł tą drogą tylko raz, doskonale wiedział dokąd podążać. Po kilkunastu krokach dotarł do celu . Spojrzał na grafitowy nagrobek, delikatnie pokryty z jednej strony mchem. Był bardzo zadbany i leżały na nim świeże kwiaty, co z jednej strony ucieszyło, ale i zaskoczyło basistę. Palący się znicz dawał złudne poczucie ciepła. Położył dłoń na chłodnym kamieniu. Czuł jak jego serce przyśpiesza, a oddech staje gwałtowny. Spojrzał na napis " Tu spoczywa Amy. Żyła 18 lat. Walczyła do końca"
Jego dłoń zacisnęła się. Poczuł przypływ dawnych, negatywnych emocji. Złość, żal, gniew.
- Nie musiałaś umierać - wyszeptał.
Położył kwiaty na granitowym nagrobku.
- Przepraszam cię za wszystko.

W tej chwili tylko tyle był w stanie powiedzieć. Kilka łez spłynęło po jego policzkach. Chłodny wiatr wstrząsnął jego ciałem. Na chwilę zamknął oczy i przywołał na pamięć obraz uśmiechniętej, rudowłosej dziewczyny. Uśmiechnął się w myślach do niej. Obraz zaczął się rozmywać, a zastąpił go błękit oczu ukochanego mężczyzny. Tommy czuł, że jest gotowy na przyszłość z Adamem, pozostawiając za sobą przeszłość. Wrócił do ośrodka.

Adam z Neilem siedzieli w gabinecie dyrektora. Mężczyzna stojąc przy oknie tłumaczył im zasady leczenia i przebywania w ośrodku. Atmosfera była miła, chociaż widać było, że Neil jest kłębkiem nerwów.
- Najważniejsze, że zdecydowałeś się na leczenie - powiedział Camp - To daje duże szanse na powodzenie. Chęci to pierwszy i najważniejszy krok w walce z nałogiem. Zapewniam cię, że my...- nagle przerwał i intensywnie wpatrywał się w coś za oknem. Westchnął kilka razy, widząc blondyna stojącego przed wejściem i bojącego się wejść do środka. Tommy chodził kilka razy wzdłuż schodów, szukając w sobie dostatecznie dużo siły, by pokonać wejściowe drzwi.
- Tommy jest na dole - powiedział dyrektor.
- Pójdę po niego - rzekł Adam i po chwili wyszedł z gabinetu. Zbiegł po schodach.
- Hej - rzucił w stronę blondyna i podszedł do niego. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale basista objął go mocno i wtulił się w niego. Cały drżał.
- Skarbie - wyszeptał wokalista - Dasz radę. Jesteś jednym z najsilniejszych facetów jakich znam. Po za tym jestem przy tobie. Kocham cię.

Tommy na chwilę spojrzał w jego oczy. Jak zawsze patrzył na niego ciepło i z miłością. Blondyn wiedział, że jest silny, bo ma go przy sobie. Pocałował ukochanego, rozkoszując się tą krótką, wspólną chwilą.

Po korytarzu rozniósł się radosny okrzyk Rose na widok Ratliffa. Kobieta objęła go i pocałowała kilka razy w policzek. Jej radość była ogromna i naprawdę szczera.
- Ale się zmieniłeś - powiedziała wciąż przytulając drobnego mężczyznę. Tommy uśmiechał się, ale co chwilę nerwowo spoglądał na wokalistę, szukając bezpiecznego punktu zaczepienia.
-Wyglądasz naprawdę dobrze, opowiadaj co u ciebie? - nalegała kobieta.
- Wszystko w porządku, Rose. Gram z Adamem w jego zespole, na gitarze basowej. Właśnie skończyliśmy trasę koncertową. A teraz zamieszkaliśmy w San Diego u jego rodziców.

Widząc zaskoczoną minę kobiety, złapał Adama za rękę i dodał z uśmiechem - To jedna ze zmian w moim życiu, najlepsza jaka mnie spotkała - powiedział i uśmiechnął się do ukochanego - Adam jest moim przyjacielem, ale i partnerem. Znalazłem przy nim to, czego szukałem przez całe życie.
Kobieta znów uścisnęła go z całych sił - Wiedziałam, że kiedyś mimo wszystko znów będziesz szczęśliwy.
Kilka łez spłynęło po jej policzkach .
- Kochanie, musimy iść do dyrektora. Neil u niego został - zakomunikował wokalista.
-Idźcie, porozmawiamy później - powiedziała Rose.

Po wejściu do gabinetu, na widok Tommy'ego, na twarzy Jacka Campa pojawił się uśmiech - Witaj Tommy.
Blondyn bez wahania podszedł do mężczyzny i go uściskał. Obaj cieszyli się z tego spotkania.
- Już omówiłem z Neilem szczegóły leczenia i pobytu w ośrodku. Możecie go odwiedzić dopiero za miesiąc. Jestem dobrej myśli. Chłopka chce cię leczyć, a to najważniejsze.
- Wiem, że to wbrew zasadom, ale czy mógłbym odprowadzić go do pokoju i trochę tam z nim posiedzieć za nim pojedziemy?
Dyrektor głośno westchnął - Dobrze Tommy, ale tylko ze względu na stare czasy. Tu macie klucze, pokój nr 10.
Camp chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwało mu pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedział mężczyzna.

Do gabinetu wszedł młody chłopak. Półdługie, ciemne włosy opadały mu na oczy. Miał na sobie jeansy i koszulę w kratkę, a na ramieniu przewieszoną czarną torbę.
- Jack ja na dziś skoń...- zamilkł w połowie zdania, kiedy jego wzrok padł na blondyna. W gabinecie zapanowała cisza. Camp nerwowo chrząknął .
- Tommy? - wyszeptał chłopak.
Basista wstał z krzesła. Podszedł do okna i stanął tyłem do wszystkich. Chociaż tak naprawdę chciał tylko uciec od nowo przybyłego mężczyzny.
- Eric, przyjdź później - poprosił dyrektor, ale on nie zareagował - Ratliff, wyjdź - powtórzył Camp. Mężczyzna w końcu posłuchał.
- Ratliff? - powtórzył Adam - Tommy, kto to był?
- To był mój...- blondyn westchnął i zamilkł.
- To jego młodszy brat. Leczył się kiedyś u nas, a teraz pracuje jako terapeuta i wychowawca.

Wokalista nie wiedział co powiedzieć. Był zmieszany i zaskoczony. Domyślał się, że to część przeszłości o jakiej ukochany nie chciał mu mówić. Ale dlaczego? Adam nie miał pojęcia, co mogłoby się takiego wydarzyć, by wymazać z pamięci swojego brata.
- Tommy zabierz Neila do pokoju, ja jeszcze porozmawiam z panem Lambertem - powiedział dyrektor.
Blondyn zatrzymał się na chwilę przy wokaliście- Wszystko wyjaśnię ci później.
Adam pokiwał głową i pocałował ukochanego. Po chwili dwaj mężczyźni opuścili pokój.

- Chciałbym omówić sprawę tego koncertu na rzecz ośrodka. Nie wiem, czy Tommy z panem rozmawiał?
- Tak, w sumie to wszystko już ustaliliśmy. Koncert odbędzie się w klubie Nokia. Właściciel jest odpowiedzialny za rozreklamowanie imprezy.Myślę, że będzie dobrze.
- Takie wsparcie się nam przyda - powiedział dyrektor - Potrzebujących wciąż przybywa, a funduszy nie.
- Rozumiem panie Camp. Bardzo się cieszę, że będę mógł wesprzeć was swoją muzyką. Jeśli to wszystko to już pójdę -rzekł wokalista.
- Trochę mi głupio - zaczął mówić dyrektor- Ale czy pan i Tommy jesteście razem?
- Tak, od kilku miesięcy. Wiem, że to dla wielu zaskoczenie, bo on do tej pory był tylko z kobietami, ale czasem uczucia nas zaskakują i wybierają dla nas partnerów, których byśmy się nie spodziewali. Ja wybrałem jego, a jego serce mnie pokochało bezgranicznie. Jesteśmy szczęśliwi ze sobą.
- Nawet nie wie pan, jak bardzo się cieszę. Tommy był i jest dla nas kimś ważnym w ośrodku. Miło patrzeć, że jest szczęśliwy.

Opuszczając gabinet dyrektora w głowie Adama kłębiło się wiele pytań. Wszystkie krążyły wokół Erica.




poniedziałek, 8 października 2012

45. Powrót do domu

Urlop bardziej mnie rozleniwił niż dodał weny, ale w końcu się zmobilizowałam i napisał kolejny odcinek. Nie dzieje się w nim za dużo. Miłej lektury.




Mieli za sobą ostatni koncert z cudownej trasy Glam Nation Tour. Te kilka miesięcy wniosło wiele do życia praktycznie każdego członka zespołu. Ostatni raz z lotniska wracali wspólnie busem. Za chwilę każdy miał wziąć swoje walizki i zaszyć się w domowym zaciszu. Było im to bardzo potrzebne. Trasa była sprawdzianem ich wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Początkowo obcy dla siebie ludzie, po tych kilku wspólnych miesiącach stali się dla siebie prawdziwą rodziną.  Tommy z Adamem odnaleźli tu prawdziwą miłość. Isaac zawarł najważniejszą przyjaźń w swoim życiu, ale i pokochał wspaniałego faceta. Monte znalazł spokój i sens życia. Brook spełniła się artystycznie i była gotowa na stabilne, spokojne życie obok ukochanego Marka.

Teraz w busie, każdy z nich analizował te klika wspólnych miesięcy. Trudnych, ale zarazem tak wspaniałych, że nie zamieniliby tego czasu na nic innego.Tommy wtulał się w Adama. Kilka razy głośno westchnął. Jego i wokalistę czekał nowy rozdział w życiu. Mieli zamieszkać razem. Blondyn bardzo się cieszył z tego faktu. Obawiał się czy sprosta wyzwaniom jakie będą ich czekały w partnerskim związku. Adam nie miał żadnych wątpliwości. Wiedział, że to Tommy'ego chce mieć u swojego boku już zawsze. Kochał go miłością bezgraniczną i co najważniejsze w pełni odwzajemnioną. Kiedy zajechali pod dom Adama, basista zacisnął nerwowo dłonie. Spojrzał na duży, jasny budynek. Teraz tu miał być jego dom, chociaż w głębi wiedział, że nie na długo. Teraz czekało go pożegnanie z Isaaciem.

Lambert wypakowywał walizki. Tommy z przyjacielem odeszli kawałek od samochodu.
- Do LA jest około godziny autem.Wpadaj kiedy tylko będziesz miał ochotę. Będę dzwonił i sam też przyjeżdżał - głos bruneta zaczął się powoli łamać - Max obiecał mi, że poszukamy mieszkań bliżej ciebie. Nie jesteśmy jeszcze gotowi zamieszkać razem, ale chcemy być blisko siebie. A ja blisko ciebie. Za parę miesięcy wszystko będzie dobrze i... boże jakie to trudne.

Isaac objął Tommy'ego, który chętnie wtulił się w przyjaciela. Widząc ich razem w takiej sytuacji, Adam z Maxem w głębi siebie cieszyli się, że to koniec trasy. Mieli ukrytą nadzieję, że dzięki temu więzi przyjaźni między ich partnerami osłabną.
- Kocham cię, wiesz o tym ? - wyszeptał Isaac.
- Wiem, ja ciebie też. Zawsze będziesz dla kimś wyjątkowym. Nie mogę sobie wyobrazić, że jutro się obudzę a ciebie nie będzie obok w pokoju. Gdyby nie to, że mam Adama zwariowałbym bez ciebie.
- Na szczęście zobaczymy się za prę dni. Pamiętasz o koncercie z Ravim w LA?
- Jasne, to będzie coś tylko naszego- odpowiedział Tommy i znów mocno przytulił bruneta.
- Kochanie musimy już jechać - Max delikatnie ponaglał ukochanego.
- Już idę - odpowiedział brunet.

Tommy pożegnał się z resztą zespołu i po chwili bus odjechał. Blondyn głośno westchnął. Adam pokiwał tylko głową - No i po konkurencji - zaśmiał się głośno.
Basista uśmiechnął się i przytulił do ukochanego. Obaj popatrzyli w kierunku nowego miejsca zamieszkania. Z domu wybiegła Leila. Sama nie wiedziała, któremu mężczyźnie rzucić się najpierw na szyję. Objęła ich obu.
- Nareszcie jesteście - kilka łez spłynęło po jej policzkach- Tak bardzo się cieszę, że znów cała rodzina będzie w komplecie.
Na dźwięk tych słów Tommy uśmiechnął się szczerze.
- Witaj w domu, kochanie - powiedziała kobieta, patrząc w brązowe tęczówki blondyna.

Po chwili w drzwiach stanął Neil. Adam uśmiechnął się do niego ciepło, ale widział, że wzrok brata skupiony jest na Tommym. Mężczyźni stali i patrzyli się na siebie. Do tej pory byli dla siebie ciepłymi głosami w telefonie, nie widzialnymi przyjaciółmi.Teraz to wszystko stało się fizycznie namacalne, żywe i realne. Basista wziął głęboki oddech i ruszył w kierunku mężczyzny. Obaj stali blisko siebie, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Neil uśmiechnął się i objął blondyna. Tommy momentalnie odwzajemnił ten gest.
- Parę miesięcy temu żegnałem jednego brata, a teraz witam dwóch - powiedział młodszy Lambert - Cieszę, że jesteś.
Po policzkach bruneta spłynęły łzy.
- Dobrze cię widzieć - wyszeptał blondyn, który sam z trudem trzymał na wodzy swoje emocje. Ale tak naprawdę miał mieszane uczucia. Widok Neila przywodził na pamięć złe wspomnienia. Patrząc na niego widział siebie kilka lat temu. Chudego, bladego, zagubionego. Narkotyki tak bardzo go zniszczyły.
Adam podszedł dość niepewnie do brata.
Neil nic nie powiedział tylko rzucił mu się na szyję. Silny braterski uścisk był tym czego teraz w tej chwili potrzebował. Adam westchnął głośno trzymając go w ramionach. Nie wiedział co powiedzieć, ale poczuł dziwną ulgę, wynikającą z jego bliskości.
- Mój braciszek - wyszeptał tylko, jeszcze mocnej tuląc drobne ciało brata.
- Chodźcie do domu dzieci - powiedziała Leila.

Kiedy otworzyli drzwi uderzył nich cudowny zapach domowego obiadu. Mama Adama wiedziała, jak stworzyć domowy nastrój. W domu zawsze pięknie pachniało jakimś jedzeniem lub ciastem. Takie zapachy wokaliście kojarzyły się z dzieciństwem.
- Mamo jak pachnie, czy to...?
- Tak synku, twoja ulubiona lasagne.
- Jesteś kochana, umieram z głodu - powiedział czarnowłosy i skierował swe kroki wprost do kuchni.
W momencie kiedy Adam zniknął za kuchennymi drzwiami, Leila pociągnęła Tommy'ego do dużego pokoju.

- Wieczorem dać ci teczkę z dokumentami, które musisz podpisać, a potem pod jakimś pretekstem pojedziemy do notariusza. No i trzeba zrobić duże zakupy.
- Dziękuje ci Leila, bez ciebie nie dałbym rady z tym wszystkim. Zobaczę jakie Adam ma plany na najbliższe dni i ustalimy jakiś termin, by to wszystko załatwić.
- Tommy, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy to co zrobiłeś. Adaś będzie bardzo szczęśliwy, a tego chce każda matka dla swojego dziecka. Ty dajesz mu prawdziwe szczęście, dziękuje ci.
- Jest dla mnie najważniejszy i zawsze będzie. Wszystko co robię, robię dla niego, dla nas. Jest teraz sensem  mojego życia.

Kobieta mocno przytuliła blondyna. Mężczyzna objął je drobne ciało ramionami. Czuł się przy niej dobrze. Biło od niej matczyne ciepło i troska. Mimo, że nie był jej synem, obdarzała go tymi uczuciami.
- A co to za czułości za moimi plecami ? Zaczynam być zazdrosny - odezwał się Adama.
Tommy i Leila uśmiechnęli się tylko.
- Widzę kochanie, że już próbowałeś obiadu - zaśmiał się Ratliff, wycierając dłonią resztki sosu pomidorowego z policzka ukochanego.
- No wiesz, nie samą miłością człowiek żyje - zaśmiał się wokalista i pocałował blondyna.
- Chodźcie zjemy wszyscy razem - powiedziała Leila - O ile nasz żarłok nam coś zostawił.

Po chwili usiedli przy stole i rozkoszowali się wspaniałym smakiem domowego obiadu. Tommy i Neil co chwilę spoglądali na siebie. Dziwnie czuli się będąc tak blisko siebie.
Rozmawiali wspólnie bardzo długo. Adam opowiadał o trasie, o najbliższych planach. Pili kawę i zajadali pyszny jabłecznik. Nawet nie zauważyli jak nastał wieczór.
- Jestem padnięty - powiedział Adam - Skarbie idziemy spać?
Basista pokiwał głową, chodź tak naprawdę co innego chodziło mu po głowie.
- Ja pozmywam mamo - odezwał się Neil.
- Pomogę ci - powiedział Tommy.
Adam spojrzał na ukochanego. Blondyn uśmiechnął się do niego. Czarnowłosy zrozumiał, że wspólne mycie naczyń to tylko pretekst do rozmowy w cztery oczy.
- Chodź Adasiu, dam wam czystą pościel - powiedziała Leila i po chwili zaniknęła z synem w pokoju na piętrze.

Neil mył naczynia, a Tommy wycierał je i układał na blacie. Dłuższą chwilę milczeli.
- Ja się czujesz ? - zapytał blondyn.
- Zważając, że jutro czeka mnie wyjazd do obcego miejsca, w którym mam przeżyć koszmar, to chyba całkiem nieźle.
- Pojedziemy z Adamem razem z tobą. Tak będzie ci łatwiej.
- Ale wiem, że nie tobie.
- Każdy walczy z demonami przeszłości, może czas żebym ja stawił czoła swoim.
- Tommy, czy oprócz złych wspomnień związanych z leczeniem coś cię jeszcze wiąże z tym miejscem?
- Nie pytaj mnie o to proszę. Kiedyś ci o tym opowiem albo sam się dowiesz o tym w ośrodku.
- Dobrze.

Nel wytarł kuchenny blat. Wszystko było posprzątane.
- Napijemy się czegoś? - zapytał młodszy Lambert.
- Z chęcią. Może być piwo - odpowiedział Tommy.

Nel wyciągnął z lodówki dwie butelki ze złotawym napojem. Usiedli na kanapie w dużym pokoju. Światło księżyca oświetlało pomieszczenie. Taki nastrój sprzyjał rozmowie. Tommy wziął łyk zimnego piwa. Głośno westchnął.
- Wiesz, dopóki nie poznałem Adama myślałem, że już nigdy nie będę szczęśliwy. Narkotyki sprawiły, że czułem się bezwartościowy, nie godny niczyjej uwagi, a tym bardziej miłości. Czułem, że nie mam nic nikomu do zaoferowania, bo co może komuś dać narkoman.
- Były narkoman - poprawił go Neil.
- Przez długi czas trudno mi było patrzeć na siebie w takich kategoriach. Każdego dnia toczyłem z sobą walkę. Po wyjściu z ośrodka nie raz miałem ochotę by coś wziąć, ale starałem się być silny. Uciekłem w muzykę. Ona dała mi poczucie wolności i tego, że jestem w stanie stworzyć coś fajnego. Nauczyłem się czerpać radość z grania. W tym też szukałem ukojenia w trudnych chwilach. Muzyka stała się moim nowym nałogiem.
- Mnie kręci bardziej motoryzacja. Uwielbiam grzebać się w smarach.
- Nie mam o tym bladego pojęcia. Chociaż ostatnio zapałałem miłością do motorów.
Neil westchnął i spojrzał na jedno ze zdjęć wiszących na ścianie. Siedział na czerwonej Hondzie.
- Ja swój sprzedałem na narkotyki i długi - powiedział ze smutkiem w głosie.
- Ja też wynosiłem różne rzeczy z domu i je sprzedawałem. Każdy narkoman tak robi. I to jest jeszcze bardziej upokarzające. Mało, że się ćpa, to  jeszcze okrada własną rodzinę.
- Tommy ja... bardzo się boję. Nie wiem czy dam radę. Kiedy jesteś obok i mi o tym wszystkim mówisz wydaję mi się, że podołam temu, ale ciebie tam nie będzie i będę zdany tylko na siebie. Boję się, że przegram tą walkę.

Blondyn położył rękę na ramieniu bruneta - Tam nigdy nie będziesz sam. Poznasz tam wspaniałych terapeutów, którzy poświęcają się bezgranicznie, by pomóc każdemu. Są tam też osoby, które wyszły z nałogów i są żywym przykładem tego, że wszystko jest możliwe. Na początku nie będę mógł się z tobą kontaktować, ale po tych najgorszych dniach, jeśli tylko będziesz chciał będę dzwonił codziennie.
- A Adama? Boję się z nim rozmawiać, czuję, że coś między nami się zmieniło.
- To nie tak Neil. To wszystko było dla niego dużym zaskoczeniem. Były momenty kiedy winił siebie, że powinien bardziej się tobą interesować, a nie rzucić w wir kariery. Cierpiał, gdy słyszał jak płacze twoja mama, czuł się taki bezsilny i bezradny. Ale wiem, że wciąż bardzo cię kocha. Daj mu trochę czasu. Moja przeszłość okazała się dla niego dodatkowym ciężarem. Musi się sam z tym uporać. Dobrze, że wrócił do domu. Czuję, że tu będzie mu łatwiej. Porozmawiaj z nim. Wyciągnij do niego rękę. Niech wie, że wciąż jesteś jego bratem, a nie tylko narkomanem.
- Jest mi tak głupio przed nim. Wstydzę się...
- To powiedz mu to wprost. On zrozumie, a na pewno będzie się starał. Idź do niego teraz. Jutro nie będzie już na to czasu.

Neil jednym duszkiem wypił resztę piwa. Kilka razy głośno westchnął. Czuł jak serce wali mu jak oszalałe.
- Pewnie już śpi - powiedział brunet.
- Myślę, że nie. Znam go. Idź.

Lambert podniósł się powoli z kanapy. Droga jaką miał pokonać od salonu do pokoju brata, wydawała mu się nie do pokonania. Każdy kolejny krok był trudniejszy. Miał w głowie pustkę. Zastanawiał się co powiedzieć, jak zacząć rozmowę. Drzwi do sypialni były uchylone. Łagodne światło nocnej lampki oświetlało delikatnie pokój. Adam siedział na łóżku. Kiedy zobaczył brata nerwowo wstał. Zrobił kilka kroków w jego kierunku, ale zatrzymał się. Spojrzał na Neila. Chłopka miał łzy w oczach. Również czarnowłosy poczuł jak jego oczy robią się wilgotne. Brunet gwałtownie podszedł do niego i objął go.
- Wybacz mi braciszku - wyszeptał.

Wokalista nic nie odpowiedział. Mocno przytulił brata. W tej chwili słowa były zbędne. Braterski gest zastąpił całe morze słów. Obaj płacząc cieszyli się swoją bliskością. Usiedli na podłodze koło łóżka. Dopiero wtedy Neil zdobył się na szczerą rozmowę z bratem. Mijały minuty, godziny wypełnione łzami . Ostatnie wspólne, braterskie chwile.

Tommy ułożył się wygodnie na kanapie. Czuł, że mężczyźni przegadają całą noc, a nawet jeśli nie to, że powinni ją spędzić razem. Wiedział, że obojętnie jakby się starał dla Neila to wsparcie Adama będzie najważniejsze. Sam wiedział, jak wiele potrafią zdziałać braterskie więzi, ale też jak dużo potrafią zniszczyć. Miał nadzieję, że Neil i Adam nigdy o tym drugim się nie przekonają.